Podczas tegorocznego festiwalu Spring Break, mieliśmy okazję pojawić się jako delegaci. Naszą wizytę uświetniło spotkanie z Ralphem Kaminskim, podsumowane głęboką rozmową na temat jego twórczości muzycznej.
Morze to album o ogromnych pokładach wrażliwości, dlatego dużej wrażliwości wymaga też od słuchacza. Od zawsze widziałeś, że chcesz stworzyć taki materiał?
Na pewno chciałem stworzyć płytę do słuchania. Zależało mi też na tym, żeby ten materiał był spójny. Marzyłem sobie, żeby osiągnąć taki efekt, że jak ktoś już włączy tę płytę to musi przesłuchać jej do samego końca. I to jest rodzaj pewnej historii. Więc kiedy pojawiła się taka koncepcja albumu to starałem się nią podążać. Najważniejsze były dla mnie piosenki i historie, które przez nie opowiadam.
Dużo czasu zajęło Ci skompletowanie całej płyty?
Album powstawał długo. Nie przez to, że nie wiedziałem co robić czy jak komponować. Głównie przez perturbacje, które miałem z jego wydaniem czy z nagraniami robionymi z pewnymi przerwami. Ale ta płyta też długo dojrzewała. Niektóre kompozycje potrzebowały bardzo dużo czasu. Pewnie gdybym miał możliwość wydania tego albumu wcześniej to miałby on inny kształt. Ale wiedziałem też, że żeby pójść gdzieś dalej i na przykład zacząć myśleć nad piosenkami na kolejną płytę, to muszę najpierw wydać ten album.
Twoja obecność w szkole, Akademii Muzycznej w Gdańsku, odbiła się na tym albumie?
Szkoła mnie oszlifowała, nauczyła pokory i ciężkiej pracy. Też uświadomiła to, że ta ciężka praca nad sobą tak na prawdę się nie kończy. W sensie muzycznym raczej nie wpłynęła na ten album – to bardziej była rola moich znajomych i przyjaciół, z którymi od gimnazjum zaczęliśmy słuchać dużo brit popu: Franza Ferdinanda czy zespołu Pulp. Pamiętam, że ogromne wrażenie zrobiła też na mnie płyta nikomu nie znanej jeszcze Adele 19. Bardzo podobało mi się, że to było takie nienowoczesne, trochę inne niż wszystko. Po za tym niesamowity album Amy Winehouse Back to black.
Kiedy byłem na twoim poprzednim koncercie w Poznaniu, to podsłuchałem rozmowę dwóch panów. Jeden z nich zauważył podobieństwa do Ewy Demarczyk w tym, co prezentujesz na scenie…
Jest to ogromny komplement. Sam nigdy nie śmiałbym porównywać się do legendy, którą jest Ewa Demarczyk. Ogromnie cenię jej twórczość, podoba mi się ta aura tajemniczości, która jest wokół niej. Kocham kompozycje Zygmunta Koniecznego, który dla niej pisał – to sztuka na najwyższym poziomie.
Występem w Warszawie zakończyłeś zaplanowaną trasę koncertową. Jakie emocje, doświadczenia i wspomnienia wyniesiesz z tego okresu?
To był dla nas wspaniały czas. Z My Best Band In The World przeżyliśmy cudowne chwile i jeszcze bardziej zintegrowaliśmy się jako zespół. Każdy koncert był inny, czekały na nas różne wyzwania i przeszkody, którym musieliśmy stawiać czoła. Doświadczenie zdobyte na pierwszej trasie jest bezcenne. Dla mnie granie koncertów jest ogromnie uzależniające. Uwielbiam spotkania z publicznością i wymianę energii. Jestem wzruszony tą ilością wspaniałych słów, odbiorem oraz tak dużym zainteresowaniem naszymi koncertami.
Skonfrontowałeś jakieś swoje obawy, wątpliwości dotyczące koncertowania?
Uświadomiłem sobie jak ogromnie ciężka jest to praca i to, że ona tak naprawdę nigdy się nie kończy. Poprzeczka idzie coraz wyżej.
Moją uwagę na Twoim koncercie zwróciły reakcje Twojego zespołu na prezentowane przez Was piosenki. Było widać, że My Best Band In The World jest w nie bardzo zaangażowany emocjonalnie.
To prawda, mam ogromnie szczęście grać z muzykami, którzy wkładają w ten materiał serce. Jest to bezcenne.
Na tych emocjach poznali się również twórcy filmu, do którego będziesz tworzył teraz muzykę. Mógłbyś powiedzieć coś więcej o tej współpracy?
Będzie to niezależna brytyjska produkcja.
Pisanie do filmu to inna sztuka niż pisanie na swoją płytę?
Na pewno, jest to duże wyzwanie. Pisanie pod obraz i tworzenie klimatu w filmie jest czymś innym. Ale zawsze najważniejsze jest budowanie emocji.
Znajdujesz w tym czas na tworzenie kawałków na kolejny album?
Przede wszystkim skupiam się na promocji mojego debiutu, chcę docierać z nim do coraz szerszego grona odbiorców, ale w każdej wolnej chwili siadam do pianina i komponuję. Wiem w jaką stronę pójdę na drugim albumie, ale to jeszcze nie czas żeby o tym mówić.
Powiedziałeś kiedyś, że polskiej scenie muzycznej brakuje budżetu. Co dokładnie miałeś na myśli?
Tak to prawda, szczególnie w muzyce alternatywnej, którą robię. Staram się radzić z tym co jest mi dane, ale przyznam, że jest to niekiedy ogromnie trudne. Najważniejsza jest pomysłowość, ale czekam na dzień kiedy większy budżet umożliwi mi realizację moich szalonych pomysłów.
Piractwo ma na to jakiś wpływ?
Na pewno, dlatego jestem ogromnie wdzięczny każdej osobie, która kupiła mój album. Dzięki takim ludziom, możemy nadal tworzyć.
Jaki jest Twój ulubiony nośnik muzyki?
Ostatnio jest to gramofon, który dostałem w prezencie, słuchanie muzyki na nim to magia!
Wywiad przeprowadził: Bartek Grześkowiak