
Fot. Materiały Prasowe
Amerykański zespół Paramore powraca po ponad pięciu latach rozłąki ze sceną! Skład, ograniczony teraz do tria muzyków, zaprezentował szósty album studyjny ‘This Is Why’. Oczekiwań było wiele, ale zaskoczeń jeszcze więcej. Co słychać u Paramore? Co zmieniły lata izolacji? Dlaczego nowy materiał to terapia dla wielu? O tym przeczytacie w najnowszej recenzji.
Paramore z marszu wrzuca nas w sam środek akcji. Delikatny bas nęci zmysły, a riff gitary Taylora Yorka rysuje przed oczyma filmowe scenerie. Początek rozwija się niespiesznie, z wyczuciem odsłaniając kolejne plany dźwiękowe i eksponując coraz to ciekawsze twarze genialnej barwy Hayley Williams. Głos, za którym tak silnie zdążyłam zatęsknić, przyjemnie przyciąga ucho na to yourself/to yourself i zachwyca skalą na przepotężnym wersie One step beyond your door and I’m floating like a cannonball. Paramore w tytułowym numerze odhacza wszystkie punkty checklisty idealnego utworu otwarcia. Szczególnie tyczy się to wzmianki o rozbudzaniu ochoty na więcej. Mamy tu żywiołowość, balans między dynamizmem a refleksyjnością, miejsce na oddech i na nieokiełznane uderzenia typowe dla stylu amerykańskiej formacji. This Is Why to perełka!
Takim walnięciem prosto w twarz wchodzimy w kompozycje The News. Williams bez ogródek kieruje do nas przypominajkę:
War, a war, a war on the far side
On the other side of the planet
And I’ve got war, a war, a war right behind my eyes
Right behind them just like a headache
Charyzma wokalistki wprost wylewa się z meandrów brzmień i składa na wyjątkową mieszankę bólu, gniewu, sprzeciwu na obecny porządek świata. Ten wszechogarniający chaos i wynikający z niego szum informacyjny był i prawdopodobnie nadal jest próbą sił dla nas wszystkich. Rzeczywistość, do jakiej przywykliśmy, odpływa w zapomnienie, a my tkwimy w tym zawirowaniu i staramy nie dać się zwariować.

Albuma dwójka bardzo silnie ze mną rezonuje i wyzwala niekontrolowane pokłady żalu do swojej bezsilności. Utknęłam w niekończącej się spirali konsumowania i odstawiania, której to rytm wybija niesamowita perkusja Zack’a Farro. W serducho wgryza mi się zrozpaczone wykrzykiwanie: Every second, our collective heart breaks i niemal jestem w stanie wysłyszeć brzmienie tego bolesnego pęknięcia. To szalenie udana i świadoma kompozycja.
Fot. Materiały Prasowe
Albuma dwójka bardzo silnie ze mną rezonuje i wyzwala niekontrolowane pokłady żalu do swojej bezsilności. Utknęłam w niekończącej się spirali konsumowania i odstawiania, której to rytm wybija niesamowita perkusja Zack’a Farro. W serducho wgryza mi się zrozpaczone wykrzykiwanie: Every second, our collective heart breaks i niemal jestem w stanie wysłyszeć brzmienie tego bolesnego pęknięcia. To szalenie udana i świadoma kompozycja.
W Running Out Of Time i C’est Comme Ça przychodzi nam jednak opuścić strefę żalu do otaczającego świata i skupić się na wojnach podskórnych. Eksploracja własnych przywar nie należy zazwyczaj do doświadczeń przyjemnych, a mimo to Paramore podejmuje się trudnej sztuki łączenia świadomej liryki z miłymi dla ucha, przemyślanymi partami instrumentarium. Kawałki szybko zostają w pamięci i zachęcają do tańca, kołysząc przy tym uspokajająco zmysły. Nie trzeba jednak dużo czasu, by zorientować się, że ta błogość jest tylko przykrywką do zaadresowania skali problemu. W końcu stawką jest tu niemożnoścć objęcia kontroli nad nurtem własnego życia. Paramore odpływa tutaj stylistyczne w odleglejsze mojemu sercu rejony, jednak wciąż robi to z pełnym profesjonalizmem i zachwycającą egzekucją.
Najsilniej cierpi środek albumu. Brakuje mi tutaj charakterystycznych wersów, punktów, do których chciałoby się powracać. Przesłuchuję więc pozycje 5, 6 i 7 bez większych zachwytów, wiedząc doskonale, że nie pozostaną ze mną na dłużej. Szczęśliwie balladowe Liar jest tu by uratować dzień! Przepiękna, pierwszoplanowa gitara doprowadza do łez i delikatne mruga oczkiem w kierunku fanów twórczości Stinga. Elektryzuje mnie ten mrok i melancholia, wchodząca w znaczny kontrast z przeładowanym energią początkiem albumu. Autentyczność i czystość wokalu zaznacza się szczególnie mocno w pierwszym wersie refrenu: oh, my love, I lied to you/but I never needed to. Hayley odsłania swoją wrażliwą stronę i pozwala nam zaglądnąć w coraz to głębiej skrywane emocje. Przebijamy się przez niegdysiejszą miłość, miejsca styku zdarzeń przeszłych, teraźniejszych i przyszłych oraz dowiadujemy się jak przyciągać zniszczenie i czerpać z tego radość.
Na wspomnianym styku pragnę się zatrzymać, bo kompozycja Crave to dla mnie istny fenomen. Pierwsze jej przesłuchanie doprowadziło mnie do płaczu, z rodzaju tych brzydkich, długich i wycieńczających. Do tej pory nie jestem pewna czy źródłem wzruszenia jest wspaniały i wyważony instrumental, czy też może czysty, przyprawiający o ciary wokal. Możliwe, że jest nim fuzja obu tych cudownych zjawisk. Jedno jest pewne — pragnę przeżywać tę chwilę w kółko, na okrągło i wciąż. Już dawno nic nie zakuło mnie w serce tak mocno, jak Hayley Williams wyśpiewująca:
I romanticize even the worst of times
When all it took to make me cry was bein’ alive
Paramore po latach stworzył najambitniejsze z dzieł. Album This Is Why to rollercoaster emocjonalny i jedno z najbardziej terapeutycznych wydarzeń muzycznych, jakich przyszło mi doznać w dobie po izolacyjnej rzeczywistości. Trio błyszczy jak nigdy dotąd. Z uważnością poszykują swojego wewnętrznego balansu i realizują wizję co do joty. Czuć tutaj zaufanie do własnego stylu i swobodę wyrażania najskrytszych z myśli. Przez Paramore przemawia doświadczenie i mądrość, do której aspirować mogą tylko najlepsi z twórców. Zachwyca mnie autentyczna wrażliwość i empatyczność tekstów. Chylę też czoła przed talentem songwriterskim tej przezdolnej trójki i wprost nie mogę się doczekać, co jeszcze dla nas przygotowali! Podpisuję się też pod obserwacją samej grupy, brzmiącą:
Jeżeli przez ostatnie 5 i pół roku doświadczyłxś: agorafobii, słusznego gniewu, niezrozumienia granicy między egoizmem a instynktem samozachowawczym, kompletnej apatii, zmęczenia i zniecierpliwienia przez tkwienie w izolacji, głęboko zakorzenionej mściwości, wyższości moralnej, dysocjacji, rezygnacji, apokalipsy, nostalgii do rzeczy, których jeszcze nie przeżyłxś i nie wiedziałxś, że chcesz przeżyć…
…to mamy album dla ciebie.