WLKM.PL W ROZMOWIE Z TĘSKNO: „SPOSTRZEŻENIA TO NAJCENNIEJSZE, CO MOŻE OTRZYMAĆ ARTYSTA”
W naszym grudniowym podsumowaniu określiliśmy je najlepszym debiutem zeszłego roku, nazywając ich obecność na piedestale zaczynających szansą na progres w spoglądaniu na nowych twórców rodzimej sceny muzycznej, proponujących nieprzeciętne rozwiązania. Hania Raniszewska i Joanna Longić nie zwalniają tempa. Złapaliśmy dziewczyny z Tęskno po jednym z ich koncertów promujących album „Mi” i zapytaliśmy o korzenie, postrzeganie początku swojej wspólnej drogi oraz plany na najbliższą przyszłość.
Bartosz Grześkowiak: Macie poczucie, że wasza obecność na polskim rynku jest pionierska?
Joanna Longić: Nie wymyśliłyśmy przy okazji naszej płyty niczego nowego. Połączyłyśmy elementy, które już wcześniej były, ale w taki sposób jakiego jeszcze nie było (śmiech). Chodzi bardziej o proces przepuszczania najróżniejszych muzycznych inspiracji przez własną wrażliwość niż o odkrywanie czegoś nowego. Myślę, że niektóre z tych inspiracji były nieoczywiste i można było się nie zorientować, że z takiej muzyki też czerpiemy.
Czy to pionierskie? Skoro wcześniej czegoś takiego nie było, a teraz jest, to najwyraźniej jesteśmy pierwsze. W swoim nurcie „tęskno”.
Hania Raniszewska: Wydaje mi się, że jeśli chodzi o Polskę, to można tak powiedzieć. Jednak nie ma drugiego takiego zespołu, który występuje z kwintetem smyczkowym, a jednocześnie tworzy muzykę popularną – pop. Pop w dobrym znaczeniu, sztukę pisania piosenek. To, co więc jest odmienne w naszym przypadku to fakt, że lubimy też muzykę aktualną, artystów, którzy nagrywają świetne płyty teraz, dzisiaj – James Blake, Son Lux czy Solange.
Ogromną wartością waszego debiutu jest to, że ktoś, kogo przekona „Mi”, pewnie chętniej sięgnie po muzykę klasyczną. Jesteście popularyzatorkami dość wyraźnej dozy elementów klasyczności w szufladzie, nazywanej polską alternatywną.
Hania: Nazwałabym to bardziej subtelnością, bo patrząc tylko przez pryzmat instrumentów, nie można nazywać tego muzyką klasyczną. To za banalne. Ale na pewno jest w naszej muzyce dużo subtelności, ciszy i może bardziej pod tym kątem trzeba rozpatrywać nasz debiut.
Obie mówicie o doświadczeniu rezygnacji z gatunków klasycznych na rzecz muzyki popularnej. Co jest fajnego w muzyce aktualnie popularnej, czego nie ma w klasycznej?
Joanna: W muzyce popularnej jest większa wolność jeśli chodzi o sam proces twórczy, eksperymentowanie, łączenie różnych form, brzmień. Na skrzypcach grałam utwory napisane dawno temu w konkretny sposób i moje zadanie polegało na tym, żeby je odtworzyć jak najwierniej. Chyba nie do końca mi to pasowało, zawsze chciałam tam przemycić coś od siebie, być może za dużo w tym było odstępstw, które nie wpisywały się w narzucone ramy. To właśnie stało się dla mnie pociągające w muzyce rozrywkowej, że można dawać więcej od siebie, że tych reguł jest mniej, że można ustalać je samemu i spełniać się nie tylko w roli wykonawcy, ale i twórcy.
Hania: Ja mam trochę inną historię, bo u mnie dłużej trwała edukacja w kierunku muzyki klasycznej. Przede wszystkim zawsze będę powtarzać, że muzyka klasyczna to jest niesamowicie trudna dziedzina, tak jak na przykład balet, ona wymaga naprawdę wielkiego poświęcenia. Byłam gotowa na to poświęcenie przez bardzo długi czas, ale w pewnym momencie zrozumiałam, że za bardzo kocham życie. A nadal zajmując się muzyką poważną byłabym chyba dość sfrustrowanym człowiekiem, który ciągle dąży do jakiejś perfekcji, której wydaje mi się, że nie jestem w stanie osiągnąć ze swoimi umiejętnościami i zdolnościami. Znam dużo bardziej uzdolnionych ludzi w tej dziedzinie, którzy wcześniej rozpoczęli swoją edukację, bo w muzyce poważnej niektórzy zaczynają w wieku nawet i trzech lat, tak jak tancerze czy sportowcy. Sport to chyba dobre porównanie. Muzyka rozrywkowa jest może dla mnie bardziej naturalna. W pewnym momencie po prostu zaczęłam zastanawiać się nad tym, co przychodzi mi szybciej, łatwiej, co tak na prawdę mnie kręci, na jakie koncerty chodzę, czego słucham. Kocham klasykę, ale jest już wystarczająco dużo osób, które doskonale się nią zajmują. Ja poszukam swojego miejsca gdzie indziej.
„Mi” to poza muzyką świetne teksty. „Choć cenimy inne prawdy, to w gorącym ścisku ulic nic nie różni nas”, „Wymyślam sobie życie, nie oddam go nikomu”, „Zamieniam się w słuch, nabieram odwagi, by spojrzeć na świat twoimi oczami”, „Jestem, a trochę mnie nie ma, bo wszystko w życiu to tylko złudzenia”. Asiu, konsultowałaś z kimś te teksty podczas tworzenia?
Joanna: Przy pierwszych tekstach miałam kontakt z Mesem (Ten Typ Mes – dop. red.). Podesłałam mu Kombinacje i Z chaosu, nasze pierwsze dwa utwory. Dostałam pochwałę za wers „Czuję się nieswojo jak król na kolanach”. Piotr powiedział, że sam chciałby użyć tego u siebie, ale nie może mi tego ukraść (śmiech). Dał mi też parę uwag krytycznych, przez które zmieniłam całkowicie refren w Kombinacjach. Całe szczęście już nie pamiętam jak brzmiała ta pierwsza wersja, ale było tam dużo niezdarnych powtórzeń i rymów z “się” co nie było dobre. Z drugiej strony, Mes pochwalił parę rzeczy i poczułam, że mogę to robić bez dalszych konsultacji. Poczułam się w tym pewnie.
Tekstowo zaskakuje wstęp płyty. Bo w waszym kontekście mówi się o zatrzymaniu, odurzeniu w nostalgii, czasami też o smutku, a na płycie witacie nas piosenkami o tym, że nie można mieć w życiu wymówek, a warto mieć łeb na karku. Motywujecie.
Joanna: To są dwa ostatnie utwory, napisane na dosłownie dzień, dwa przed nagraniami, kiedy same potrzebowałyśmy dodać sobie odwagi i motywacji przed intensywnym czasem w studio. Przypomnieć sobie, że kiedy ma się największą ochotę uciec i rzucić wszystko to właśnie wtedy warto zostać i dokończyć co się zaczęło. Najnowszy utwór grany na koncertach to „Bzdury” i on już jest definitywnym pożegnaniem z melancholią, a nawet wkrada się do niego sarkazm…
Hania: To była już ostatnia deska ratunku od nostalgii (śmiech).
Ale ciągle towarzyszy temu aura równowagi i spokoju. Haniu, wrzuciłaś jakiś czas temu na swoją stronę na Facebooku piosenkę Moby’ego, jedną z części jego ambientu z cytatem: really quiet music to listen to when i do yoga or sleep or meditate or panic. Wiem, że jesteś fanką ambientu. Skąd u Ciebie ta fascynacja?
Hania: Ja jestem zafascynowana generalnie wszystkim (śmiech). Lubię bardzo dużo różnych rzeczy, więc ambient oczywiście też. Dla mnie słuchanie ambientu to jest proces spirytualistyczny. Bardzo ciekawe jest to, że słowo ambient oznacza przestrzeń. To jest budowanie przestrzeni zupełnie niczym nieograniczonej, możliwość przeniesienia się do niej przez muzykę. Ogromny luksus. Fajnie tam sobie czasami wskoczyć.
Jeżeli mówimy o duchowości i koncepcji zwolnienia oraz uważności, to warto wspomnieć o festiwalu Tchnienia, w którym obie bierzecie czynny udział. O co chodzi w tej idei?
Hania: O obecność. O obecność z samym sobą i z innymi ludźmi. Skupienie na tym, co jest tu i teraz, na zwykłych rzeczach. Nam artystom bardzo miło się tam występowało, bo ludzie bardzo się wsłuchiwali. To były cztery dni zupełnego wsłuchania się we wszystko, również w siebie. Codziennie mieliśmy co najmniej dwa koncerty, wspólne jedzenie, wycieczki, kto chciał mógł wybrać się w góry, był panel, pokaz filmu. To nie jest festiwal naładowany atrakcjami i foodtrackami. Tych atrakcji nie ma dużo, aczkolwiek wszyscy biorą w nich udział. To niezwykłe ilu ludzi zaprzyjaźniło się tam ze sobą i do dzisiaj utrzymuje kontakt. W dzisiejszych czasach jest tyle możliwości spędzenia czasu w lecie od Openera, po właśnie takie nasze małe Tchnienia, że każdy może znaleźć coś dla siebie.
Jesteście więc artystkami, które starają się dołożyć coś od siebie w każdej dziedzinie i dbającymi o to, co prezentują i proponują odbiorcom. Przykładem tego są również wizualizacje do waszych utworów. Taki ogrom działania na pewno potrzebuje wsparcia. Dostałyście je podczas zbiórki pieniędzy na płytę. Teraz, po wydaniu płyty, też czujecie to wsparcie?
Joanna: Ludzie cały czas do nas piszą, mamy z nimi kontakt. Przychodzą na koncerty, dzielą się swoimi spostrzeżeniami i tym jaki wpływ ma nasza muzyka na ich życie – to dla artysty najcenniejsze co może otrzymać.
Hania: Wydaje mi się, że dowodem tego wsparcia mogą być niektóre plebiscyty, na przykład ranking Radiowego Domu Kultury w Trójce, gdzie to słuchacze decydują, który zespół stanie na podium. Nie da się ukryć, że jesteśmy o wiele mniej znanym zespołem niż Dawid Podsiadło, więc to było dla nas duże zaskoczenie, jak duża jest ilość miłośników tego, co robimy i jak wiele osób stara się nam pomóc. Robi się z tego taka mała społeczność.
Kup album „Mi” z legalnego źródła
Czujecie wsparcie również od branży?
Hania: To wsparcie też jest spore, bo jednak nasza muzyka trochę zahacza o coś ambitniejszego i branża zaczyna to doceniać i podkreślać.
Zwieńczeniem tego jest chyba nominacja do Fryderyka w kategorii debiut.
Hania: Dla mnie trochę szok.
Joanna: Powiem szczerze, że dla mnie nominacja była jednym z największych marzeń i w pewnym sensie założyłam, że na pewno się wydarzy szczególnie po tak pozytywnym odbiorze płyty przez krytyków. Już sama nominacja jest wielkim wyróżnieniem, a może w przyszłości uda się z nagrodą.
Mówiliśmy przed chwilą o pozytywnych reakcjach na waszą twórczość, a czy spotkałyście się już z piractwem?
Joanna: Tak, ale tylko z miłym piractwem, bo producent Duit, Piotr Krygier (producent utworu “Razem” na albumie Mi – dop.red.), przyznał nam się po pewnym czasie, że ściągnął sobie Kombinacje z YouTube, żeby móc ich odsłuchiwać, wtedy kiedy nie były jeszcze dostępne na portalach streamingowych. Wybaczamy mu to (śmiech).
Hania: Teraz i tak większość słucha muzyki na streamingach. Nadal jest to piractwo, ale bardziej legalne. Artysta nadal nie dostaje pieniędzy, ale przynajmniej odsłuch odbywa się oficjalnie.
Na zakończenie nie chcę pytać was o kolejną płytę, bo wiele dobrego wydarzy się jeszcze pewnie przy okazji „Mi”. Jakie macie plany na najbliższą przyszłość?
Joanna: Mamy w planach nowy wiosenny singiel. Wspomniane już Bzdury, ukażą się w kwietniu. Będzie to niezależna piosenka, niezapowiadająca płyty. Przed nami też wiele koncertów, z których część jeszcze jest tajemnicą, ale możemy już mówić o festiwalu Primavera w Barcelonie, naszej pierwszej zagranicznej Tęskno-przygodzie.
Rozmawiał: Bartosz Grześkowiak
Autor zdjęcia: Karolina Konieczna
Garnitury: Natalia Siebuła