Bovska w ostatnich tygodniach wydała swój czwarty album studyjny, za pomocą którego zabiera słuchaczy w muzyczną podróż do włoskiego “Sorrento”. Przy okazji premiery, mieliśmy okazję odrobinę porozmawiać o nowej płycie i nie tylko.
Rozmawiamy dosłownie kilka godzin po premierze. Mam wrażenie, że płyta już opanowała cały Instagram, wszędzie jej pełno. A Ty, jak na tę chwilę oceniasz odbiór?
Jestem dzisiaj super podekscytowana i jest mi bardzo trudno ocenić. Ale na pewno odbiór moich najbliższych fanów jest bardzo entuzjastyczny, więc bardzo się z tego cieszę.
Przypadł Ci dość trudny czas, jak na wydanie płyty. Wielu artystów przekładało premiery, a Ty pozostawiłaś to bez zmian. Zastanawiam się, czy miałaś wątpliwości w związku z tą decyzją.
Przez chwilę miałam wątpliwości, dlatego że ta nowa sytuacja wymusiła na nas trochę inne myślenie o tym, jak tę płytę pokazać odbiorcom. Byłam też sfrustrowana tym, że nie będę mogła spotkać się z fanami, zarówno na koncercie, jak i na planowanych przez mnie niespodziankach, o których bardzo bardzo marzyłam. Ale jakoś musiałam zrewidować i pogodzić się z zaistniałą sytuacją. Mniej więcej po tygodniu podjęłam decyzję, że nie ma sensu przekładać tej premiery. Trzeba mieć nadzieję, że ludzie właśnie teraz siedzą w domach i chcą słuchać muzyki, bo to jest rzecz, którą można robić, a nawet, być może, poświęcić więcej uwagi.
No właśnie, też mam wrażenie, że muzyka pomoże przetrwać wszystkim ten trudny czas. Obserwuję, że też poprawiasz humory swoim odbiorcom, grając koncerty online. Zastanawiam się, jakie emocje towarzyszą Ci, podczas tak specyficznego koncertu.
To jest coś zupełnie innego niż koncert w realu- znaczy to też jest prawdziwy koncert, ale nie ma tego bezpośredniego kontaktu. Mimo wszystko to nie jest też nagranie samo w sobie, tylko jednak mogę przeczytać (z lekkim opóźnieniem), co ludzie chcieliby mi powiedzieć. Jest to forma rozmowy i to cenię najbardziej. Czuję, że jest jest ona bardzo osobista. Miałam takie poczucie, że poprzez te koncerty wlewam jakąś dobrą energię ze swojego domu do cudzych domów. Dla mnie to było bardzo ważne. Szczerze mówiąc, nawet nie spodziewałam się, że to będzie aż tak ekscytujące. Jednym z takich powiedzmy jeszcze bardziej ekscytujących, o bardzo szerokim zasięgu, był Koncert Dla Bohaterów, w którym też miałam przyjemność brać udział. Bardzo mi się podobała ta inicjatywa, choć mam nadzieję, że szybko wrócimy do koncertów także w tradycyjnej formie. W międzyczasie zapraszam, bo jeszcze zagram nie jeden taki koncert na Instagramie czy na Facebooku.
Faktycznie, Internet nam trochę ułatwia komunikację i wszystko się trochę tam przeniosło, co oczywiście ma swoje plusy i minusy. Słuchając utwór „Wujek G.” zastanawiałam się, czy pewnym przekazem nie było to, że świat wirtualny pochłania nasze życie.
Myślę, że to teraz potrafi być frustrujące, bo net przepełniony jest pocztówkami z idealnego życia, podczas gdy to życie bywa piękne, ale bywa także trudne i niełatwe. Teraz w momencie, kiedy wszyscy jesteśmy zamknięci w domach, możemy zobaczyć dużą zmianę w mediach społecznościowych – ludzie bardziej „otwierają swoje domy”, oczywiście dla tych, którzy chcą ich oglądać. Dają od siebie coś więcej. Internet jest miejscem dla każdego i może być to świat bardzo inspirujący, który, dzięki możliwości komunikowaniu z innymi, pomoże nam przetrwać okres odosobnienia.
Wróćmy do Twojej płyty. To jest już czwarta płyta od 2016 roku. Tempo dość błyskawiczne jak na nasz rynek muzyczny. Z czego to wynika?
No to jest szybkie tempo, ale z drugiej strony ja jakoś inaczej liczę ten czas. Mam takie poczucie, że na wszystko w życiu ten czas się znajduje. I dla mnie to czas właśnie intensywnej pracy i rozwoju twórczego. Jeśli chodzi o płytę Sorrento to między nią a Kęsami minęło półtora roku. Myślę, że to był bardzo owocny czas, ale rzeczywiście intensywny, jeśli chodzi o pracę.
Zastanawiam się, czy wszystkie utwory powstają z myślą o konkretnej płycie. Czy zdarza Ci się pisać „do szuflady” i wyciągać to w najbardziej stosownym momencie?
Na te „do szuflady” to teraz nie mam czasu, szczerze mówiąc. Bardziej myślę, że tworzenie jest ciągłą kontynuacją. I najczęściej tym „dalej” jest kolejna płyta. Natomiast zdarza mi się pisać i nie wkładać piosenek na płyty, bo na przykład ona nie pasuje albo mam poczucie, że to piosenka na później. Albo mam poczucie, że piosenka jeszcze nie dojrzała do tego, żeby stać się częścią albumu. Są też takie piosenki, które nie są skończone.
Pamiętasz, który utwór tej płyty powstał jako pierwszy?
Jako pierwsze powstały „Guziki” – napisałam je jesienią 2018 roku.
No właśnie, to piosenka zaśpiewana w duecie z Vieniem. To dość nieoczywiste połączenie, chociaż to już kolejna Wasza współpraca. Skąd pomysł na taki duet?
Piosenka „Guziki” powstała na początku bez Vienia, ale potem z Janem Smoczyńskim uznaliśmy, że może fajnie by było zostawić tam przestrzeń na rap. Lubię bardzo ten gatunek i ze względu na moją wcześniejszą współpracę z Vieniem od razu przyszedł mi do głowy właśnie on. Pomyślałam sobie o jego szorstkiej, głębokiej barwie głosu, która będzie kontrastem do wysokich partii, które śpiewam w refrenie piosenki. A potem zadzwoniłam do Vienia, który zgodził się dołączyć część siebie do tej piosenki. Bardzo się cieszę.
W zasadzie w tym czasie zarazy zabrałaś nas w taką trochę muzyczną podróż do włoskiego Sorrento. To jest Twoja inspiracja z podróży?
To jest inspiracja z podróży – właśnie tam powstała pierwsza piosenka. Rzeczywiście byłam w Sorrento w listopadzie 2018 roku. Było bardzo burzowo i wietrznie. Coś się otworzyło w mojej głowie i w ten sposób zaczęła się moja podróż właśnie z „Sorrento”, która trwa do dziś.
Chciałabym też zwrócić uwagę na to, że Twoje albumy są zawsze pięknie przygotowane pod kątem wizualnym. Nawet powiedziałabym, że mają wartość kolekcjonerską. Co więcej, Ty to wszystko robisz sama. Traktujesz to jako kolejne pole do ekspresji artystycznej?
Tak, dokładnie tak. Bardzo mi zależy, żeby te wydania nawet pozbawione krążka, jakim jest nośnik płyty CD, były czymś interesującym. Centralną częścią projektu płyty Sorrento jest tomik. Znajdują się w nim kolaże i teksty, zamknięte w szytej oprawie. Można sobie to czytać i oglądać jak niedużą książkę. Jest też plakat – mam nadzieję, że będę mogła narysować na nim serduszka i cytryny, jak już wrócą koncerty. No i bardzo chciałam zadbać o to, żeby ten papier miał taką a nie inną jakość, żeby wszystko było wydrukowane dokładnie tak, jak chcę. Bardzo mi na tym zależy, bo fizyczne wydanie mojego albumu to moja wizytówka, a jestem także grafikiem.
Wspomniałaś o koncertach, pewnie w normalnej sytuacji teraz ogłaszałabyś trasę koncertową. Nadal masz gdzieś to z tyłu głowy, czy zostawiasz wszystkie plany na lepszy czas?
Nie. Mam szczerą nadzieję na to, że jesienią będziemy mogli zagrać koncerty, ale oczywiście to jest niepewne. Nie możemy tutaj nic wiedzieć na 100%. Pozostaje mieć nadzieję, że koncerty wrócą i jak najszybciej będziemy się mogli cieszyć wspólnym przeżywaniem muzyki, a na razie muszę się zadowolić spotkaniami internetowymi. Mam też nadzieję, że niedługo będę się mogła spotkać z moimi chłopakami – i nie tylko w samotności, ale też z nimi wspólnie zagrać dla Was koncert w pełnym brzmieniu Sorrento, choćby miało to być w Internecie. Natomiast marzy mi się jak najszybszy powrót koncertowy.
Trzymam kciuki, żeby to mogło się wydarzyć jak najszybciej! Rozmawiałyśmy o sile Internetu, a na koniec chciałabym zapytać Cię o legalne kupowanie muzyki. Dostrzegasz istnienie tego problemu jako artystka?
Myślę, że problem jest, aczkolwiek ponieważ teraz kupuje się mniej nośników fizycznych to nie jest to takie zauważalne. Problem rozwija się za to w Internecie właśnie. W dobie streamingu to jest naprawdę bez sensu. Można słuchać muzyki po prostu korzystając ze Spotify, Tidala czy YouTube. Legalne odtwarzanie muzyki czy filmów to jedyne słuszne rozwiązanie. To znaczy, że obdarza się szacunkiem artystów, których się słucha i filmy, które się ogląda. To naprawdę bardzo ważne, żeby kultura przetrwała, zwłaszcza w czasie próby, jaka nas wszystkich teraz spotyka.