Fot. Zija&Pióro
Zespół BOKKA domyka barwny rozdział swojej historii jeszcze barwniejszym wydawnictwem BOKKA HITS 10. Przed słuchaczem rozpostarły się audialne reprezentacje dziesięciu lat działalności, dziesięciu odświeżonych utworów i dziesięciu tajemniczych głosów. Czy można nadać temu doświadczeniu miano 10/10?
Zacznijmy od zachwytu nad koncepcją. Nie będzie i nigdy nie było tajemnicą to, że jestem rozkochana w zespole BOKKA. Wizja zamaskowanego artysty jest przeze mnie romantyzowana od lat nastoletnich i ani mi się śni z niej wyrastać. Szczególnie gdy w ślad za konsekwencją scenicznego image’u podążają niekwestionowalne pokłady talentu. Nie spodziewałam się jednak, że kiedyś tak pozytywnie wstrząśnie mną urodzinowy zbiór remake’ów.
Jak wyznaje BOKKA:
Początkowo nie chcieliśmy robić zamieszania z tej okazji, ale na jednym z zespołowych spotkań padł pomysł, który nas zaskoczył. Wtedy wydawał nam się szurnięty i nierealny do przeprowadzenia z wielu powodów, a dzisiaj ukazuje się płyta z udziałem 10 postaci, których talent robi na nas ogromne wrażenie. To, że my sobie ich wybraliśmy to jedno, ale to, że oni, bez mrugnięcia okiem, dali się wciągnąć do naszego dziwacznego świata jest dla nas najlepszym prezentem.
Abstrahując od samej selekcji głosów goszczących na wydawnictwie, pragnę z całą mocą podkreślić zachwyt nad pomysłem przystrojenia ich w alter ega. Zabieg prosty, a jakże bardzo efektowny i wzbogacający odsłuch. Dawno nie czerpałam takiej satysfakcji z zasłuchiwania się w niuanse, sposoby artykulacji, manieryzmy i mrugnięcia okiem do słuchacza. To była czysta radość odkrywania i niezwykła lekcja pokory dla zmysłu słuchu. Zresztą lekcja nadal trwa. Nie wszystkie zagadki udało mi się bowiem rozwiązać.
Okładka albumu “BOKKA HITS 10”, 2023 [PIAS]
Nie mam w sobie cienia zamiaru, by odbierać komukolwiek z Was ekscytację z odkrywania nowego materiału BOKKI. Stąd też decyzja, aby status moich aktualnych ustaleń pozostał słodką tajemnicą. Życzę Wam mnóstwo radości z procesu!
Przechodząc jednak płynnie do szczegółów mojego odsłuchu, pragnę powrócić do wybrzmiałego już wcześniej wyrażenia „tajemnica idealna”. Idealna, bo intryguję godzinami, dniami, tygodniami. Idealna, gdy zyskuje przy każdym, bliższym poznaniu. Idealna, gdy wsłuchując się w jej toń, czujesz dopaminowe rozproszenie po całym ciele.
Doświadczenie otwiera utwór RADAR, czyli jubileuszowa kompozycja zespołu. Goszczący tu głos Kazu przepięknie otwiera historię o drogowskazach i o tym, że w gruncie rzeczy nigdy nie jesteśmy tak naprawdę sami. Enigma w skali krążka, a zarazem pokaz wyczucia i potęgi wokalnej. Na szczególne wyróżnienia w kategorii wokalny power zasłużyły też remastery utworów z płyty Life on Planet B. Inkarnacje Paper Fuse (tutaj Paper LOVE) oraz Dead MAN wybrzmiewają fenomenalnie, z pazurem i nowym obliczem.
Ta recenzja nie byłaby jednak kompletna bez podkreślenia mojej, zaryzykuję stwierdzeniem, platonicznej miłości do odświeżonych lic Town Of Strangers (TOS), Violet Mountains Tops (VIOLET) oraz K&B (K’N’B). Debiutancki album BOKKA gości bowiem na życiowej kanwie moich ulubionych i najczęściej reodsłuchiwanych płyt. Móc usłyszeć te kompozycje po dekadzie w nowej wersji, to jak wybudzić wewnętrzne dziecko ze snu. Piękniej wprost nie mogłam sobie wyobrazić ich dorastania. Koniecznie słuchajcie tych pereł!
Imponująca jest też wewnętrzna spójność BOKKA HITS 10, mimo wszelkich waśni klimatów. Z jednej strony elektroniczna wzniosłość, z drugiej zadziory ala Kill Bill, z trzeciej emocjonalność i moment na refleksje liryczne. Pomyśleć, że udało się uchwycić tyle emocji i przekuć je w albumową całość. Kosmos.
Gdy wachlarz emocji, barw i wrażeń przeminie, pozostaje z nami tylko długie echo The Void i próżnia. Taka nieznana, ciepła i pełna radości. Towarzyszy jej realizacja, pojedyncza myśl, że coś się właśnie skończyło. Nie tylko piosenka, album, akt słuchania, ale też pewien rozdział twórczości.
Ciekawa jestem, co kryje się na nadchodzących kartkach.