NewsroomRelacje

[RELACJA] Rock for People to święto muzyki, a o tym powinny być festiwale

fot. Materiały Redakcyjne

fot. Materiały Redakcyjne

Rock for People to festiwal, który toczy się tuż za granicami naszego kraju i rok w rok na jego deskach stają najgorętsze nazwiska w branży punk-rockowej. I w tym roku organizatorzy zaprosili artystów, których nie trzeba nikomu przedstawiać, a wisienką na torcie były nieustanne niespodzianki, które nadały całemu wydarzeniu wyjątkowości.

Wielu rodaków wciąż nie wie, że tuż za granicami naszego kraju toczy się festiwal wart niemal każdej złotówki. Byłam już na wielu muzycznych imprezach, ale ta przekracza wszelkie oczekiwania. Czesi doskonale wiedzą, jak zadbać o potrzeby publiki i zaserwować jej intensywne muzyczne doznania, które są serwowane przez 4 długie dni.

Pierwszy dzień możemy spokojnie i otwarcie nazwać rozgrzewką. To właśnie wtedy na deskach wystąpili bardzo dobrzy, ale dopiero kształtujący swoją drogę muzycy. Moją uwagę przykuł zespół The Struts – niebywale otwarty na publikę. Ruchy wokalisty spokojnie mogłyby konkurować ze słynnymi ruchami Micka Jaggera. Zgromadzadzeni licznie festiwalowicze pod sceną mogli nie do końca wiedzieć, kogo słuchają, ale na pewno co nieco rozjaśnił im utwór “Body Talks”, który powstał we współpracy z Keshą.

Tego dnia z debiutujących artystów można było usłyszeć także intrygującego czecha – Tomasa Robina, którego wokal jest tak dobry, że spokojnie mógłby on startować z reprezentacji Konkursu Piosenki Eurowizji. Jedyne, co ten chłopak miał ze sobą to akustyczna gitara, ale swoim talentem pokazał, że naprawdę nic więcej mu nie potrzeba.

Dzień zamykał dla nas Noah Finnce, który jak się okazuje, może lada moment stać się światowej sławy fenomenem. Jego brzmienie przypomina te wszystkie boysbandy, na których punkcie dziewczyny tracą głowę. Pomimo że mówimy tutaj o wokaliście z zespołem nieśpiewającym, to jego energia była tak intensywna, że czułam się jakbym była co najmniej na koncercie Jonas Brothers. Piszczące fanki pod sceną reagowały z równą ekscytacją. Zapamiętajcie to nazwisko – będzie o nim głośno.

Drugiego dnia do granic czerwoności rozgrzał mnie zespół, który od dawna chciałam zobaczyć. Mowa oczywiście o energicznym Against The Current. Wokalistka grupy udowodniła, że posiada głos, o którym wielu mogłoby pomarzyć. Swoją postawą na scenie mocno przypomina Hayley Williams, która podobnie jak ona zawsze skacze najwyżej, jak potrafi i stara się dać z siebie 100%. Pomimo że koncert rozpoczął się o niezbyt fortunnej godzinie, bo we wczesne popołudnie, to zgromadzona licznie publika pokazała, że byli oni oczekiwanym zespołem podczas tego właśnie festiwalu. Takiej właśnie energii oczekuje każdy z nas podczas koncertów na żywo.

Żeby dodać sobie jeszcze więcej energii, pobiegłam na występ Bambie Thug, którą na pewno kojarzycie z kontrowersyjnego występu na tegorocznym Konkursie Piosenki Eurowizji. Wokalistka występowała z ramienia Irlandii. Jak się okazuje, eurowizyjny numer jest najbardziej krzykliwym w jej karierze, bo cała reszta to bardzo melodyjne utwory, których równie przyjemnie się słucha. Bambie to totalne zwierzę sceniczne. Artystka nie boi się publiki i chętnie wskoczyła w nią w ramach crowdsurfingu. Bambie niebawem wystąpi w Polsce – biegnijcie po bilety, bo tak dobrych koncertów Wam życzę!

Jak się okazuje, na festiwalu nie mogło zabraknąć także polskiego akcentu, bo przecież Ewa Farna jest tam gigantyczną gwiazdą i to właśnie ona była jednym z gości niespodzianek. W strefie karaoke wokalistka premierowo zaprezentowała swój nowy singiel, który promuje nowy film wydawany na czeskim rynku. To było niesamowite spojrzeć na Ewę z innej perspektywy i dostrzec jej fenomen wśród czeskiej publiki.

Warto podkreślić, że organizatorzy Rock for People naprawdę stają na rzęsach i to przynosi zdumiewające efekty. Wielu artystów, których ściągają, nigdy nie zagrało w tej części Europy. Takim przykładem jest zespół Hoobstank, który pomimo swojej wieloletniej kariery po raz pierwszy wystąpił w Czechach.

Jeśli lubicie zatracić się w nostalgii, to zapewne ucieszyłby Was występ Avril Lavigne, która została zaproszona na Rock for People w ramach nietypowego “The Greatest Tour” podczas którego słuchacze mogą usłyszeć jej największe hity. To naprawdę absolutny zaszczyt doświadczyć “Losing Grip” na żywo, czy fragmentu “Hot”, bo te single bywały rzadkością podczas występów na żywo artystki.

Dzień trzeci należał do fenomenalnego Bring Me The Horizon, które kazało zbierać po sobie szczękę z ziemi. Niesamowite show, genialna scenografia no i wokalista, który wie, jak zadbać o swoją publikę. Oglądając to show wiedziałam, że doświadczam czegoś, o czym będzie się mówić za kilka dekad i oglądać na YouTube szepcząc “nie mogę uwierzyć, że byłam tam na żywo”.

Wisienką na torcie był jeden z ostatnich już występów zespołu Sum 41, który kończy swoją karierę. Tego typu koncerty ciężko się przetrawia, zwłaszcza gdy widzi się, że cała grupa ma w sobie jeszcze wiele energii, by kontynuować przez kolejne lata. Z pewnymi rzeczami należy jednak się pogodzić i tak też jest w przypadku tej decyzji.

Ostatni już dzień festiwalu otworzył kolejny zespół niespodzianka, którym ku mojej uciesze okazał się Palaye Royale. O tej grupie słyszałam wiele dobrego już od dłuższego czasu, ale ich show było jeszcze lepsze, niż tego oczekiwałam! Lider zespół to absolutna dusza rocka, która rzuca zarówno mikrofonem, jak i samym sobą w tłum. Na tym koncercie wydarzyło się wszystko, czego można się spodziewać od gwiazdy rocka. Oczywiście muzycznie było równie dobrze. Zespół balansował pomiędzy mocnym rockowym graniem a balladami. Pomimo że panowie już są mocno popularni, to po tym koncercie uważam, że to dopiero początek i jeszcze nadejdzie moment, w którym staną się absolutnym fenomenem.

Ciekawym odkryciem była dla mnie wokalistka Dagny, totalnie niepasująca do klimatu festiwalu, ale niebywale urocza. Jej twórczość mogłabym porównać do Katy Perry – cukierkowa, zabawna, z pazurem. Całe show było bardzo przemyślane, a interakcja z publicznością była na najwyższym poziomie. Jeśli jej ścieżka zostanie dobrze zaopiekowana, to mamy nową genialną wokalistkę pop, która śmiało może zostać konkurencją dla najpopularniejszych nazwisk.

Cały festiwal został zamknięty przez Yungbluda i chwała organizatorom za to. Ten człowiek to chodzący wulkan energii. Nie ma drugiego artysty z taką charyzmą, empatią, wokalem… Na naszych oczach kreuje się legenda. Jestem pewna, że pewnego dnia nowe pokolenia będą żałowały, że nie urodziły się w czasach, kiedy można było go usłyszeć na żywo. Myślę, że jest to jeden z tych muzyków, których nie da się opisać słowami. Tego trzeba doświadczyć.

To już druga edycja Rock for People, w której miałam przyjemność uczestniczyć i po raz kolejny kłaniam się nisko, bo jest to festiwal, który powinien być przykładem dla innych. Niesamowity lineup, mnóstwo atrakcji, bardzo dobra organizacja. Czego chcieć więcej? Rock for People to święto muzyki, a przecież o tym właśnie powinny być festiwale.