NewsroomRecenzje

Recenzja: “Zaległości w miłości” Arek Kłusowski

Fot. Materiały Prasowe

Arek Kłusowski to wszechstronny artysta. Jest zarówno wokalistą jaki i tekściarzem czy kompozytorem, a do tego jedną z barwniejszych postaci na polskim rynku muzycznym. Znany szerszej publiczności stał się dzięki uczestnictwu w 3 edycji The Voice Of Poland. Do tej pory miał na swoim koncie 2 albumy „Po tamtej stronie” i „Lumpeks”, a 4 sierpnia premierę miała trzecia w jego dorobku płyta zatytułowana „Zaległości w miłości”, która powstała we współpracy z producentem Pawłem Zalewskim. Jak mówi sam wokalista w przypadku tego krążka najbardziej zależy mu na tym aby trafiać do ludzi wyłącznie muzyką, bez niepotrzebnej otoczki. Czy udało mu się zrealizować to postanowienie?

„Zaległości w miłości” to długogrający album składający się z dziesięciu utworów. Płytę otwiera „Najsmutniejszy człowiek świata” czyli pierwszy singiel promujący krążek. Piosenka opowiada o ciągłej ucieczce przed czymś , o dojściu do ściany, której nie można już przebić i o zwrocie, który następuje właśnie w tym momencie. Pomimo smutnego tytułu utwór daje nadzieję i nie pozostawia nas w ciemności. Kawałek ten jest bardzo ciekawą kompozycją głownie ze względu na różnorodną melodię i zmiany tępa, które można wychwycić w trakcie słuchania. Sprawia to, że nie odczuwa się monotonii, a wręcz ciekawość o to co wydarzy się dalej w przedstawianej historii.

„Włoski strajk” czyli kolejny singiel z albumu to jedna z moich ulubionych pozycji. To właśnie w tej piosence możemy usłyszeć o tytułowych „Zaległościach w miłości”. Warto również zwrócić uwagę na ciekawą wstawkę, w której w nawiązaniu do tytułu wokalista mówi po włosku. Jak zapewnia Arek nie jest to sampel z żadnego innego utworu tylko jego własna wypowiedź, ponieważ wokalista zna w pewnym stopniu ten język. Następnie przychodzi czas na piosenkę „Wyjeżdżamy”, która jest bardzo delikatną i subtelną kompozycją mająca pewien urok, ale niestety nie do końca przypadająca mi do gustu. Zdecydowanie w przeciwieństwie do kolejnego utworu „Beverly Hills”, który jest moją ulubioną propozycją z tego krążka opowiadająca o młodości przeżywanej w latach 90 – tych.

„Miłość w Planie B” to kolejny faworyt, tym razem nie mój, a samego Arka o czym artysta już kilka razy wspominał. Bujająca, melodyjna kompozycja opowiadająca o miłości w warszawskim klubie „Plan B” zdecydowanie jest jednym z mocniejszych punktów tego albumu. Kolejny utwór to „24h” bardzo rytmiczna, gitarowa pozycja mówiąca o stracie i o tym, że czas nie zawsze potrafi wyleczyć rany. Piosenka była trzecim singlem promującym wydawnictwo. „Smutne buzie” to gitarowa ballada, która dość mocno kojarzy mi się z utworem „Wyjeżdżamy” również z tej płyty. Jest ona delikatnie monotonna, jednak zupełnie nie nudna. Broni się ciekawym tekstem i wspaniałą barwą głosu Arka.

Czwarty a zarazem ostatni singiel to „Motel” rytmiczna, energetyczna piosenka o przewrotnym tekście jest również jednym z moich faworytów. Do utworu powstał świetny visualizer w reżyserii Bartosza Mielocha. Album zamykają dwa bardzo różnorodne utwory. „Zjazd Absolwentów z mocnym refrenem i wyraźnym wokalem oraz balladowy „Wspomnień kolekcjoner”. Takie zamknięcie płyty jest bardzo dobrym zabiegiem, ponieważ nie odczuwa się monotonii, a wręcz przeciwnie jest tu element zaskoczenia.

Nie da się ukryć, że trzeci album Arka Kłusowskiego zdecydowanie różni się od jego poprzednich wydawnictw, a szczególnie od bardziej mainstreamowego Lumpeksu. Jak zapowiadał artysta krążek faktycznie jest bardziej oszczędny w swojej formie, wokalista skupia się głównie na szczerym przekazie i dopracowanych kompozycjach muzycznych i to słychać. Dlatego uważam, że Arkowi w 100% udało się spełnić zamierzony cel. Album jest bardzo spójny, ale nie monotonny. Na pierwszy plan wysuwają się tutaj szczere teksty, które zawsze były jedną z najmocniejszych stron wokalisty. Nie mogę też nie wspomnieć o niezwykle oryginalnej barwie głosu Arka, która sprawia, że wyróżnia się on na tle innych. Słysząc tą barwę nie pomylicie jej z żadną inną i ta płyta idealnie to udowodniła. Album posiada swoje słabsze punkty – jak każdy, przecież nie ma płyt idealnych, ale całościowo są one prawie niezauważalne, bo to po prostu bardzo dobra płyta ze świetnymi utworami.