NewsroomRecenzje

Recenzja: YUNGBLUD – “YUNGBLUD”

Fot. Materiały Prasowe

Fot. Materiały Prasowe

YUNGBLUD powraca, chociaż ciężko tę płytę nazwać powrotem, ponieważ artysta od początku swojego debiutu nieustannie tworzy i sukcesywnie wydaje nową muzykę. Dziś otrzymaliśmy trzeci studyjny album nazwany jego własnym pseudonimem artystycznym. Jak sam tytuł sugeruje, krążek ten ma za zadanie pokazujać nam kim tak naprawdę jest Dominic Harrison, czyli muzyk znany bliżej jako YUNGBLUD. 

Wspomniana płyta to trzecia odsłona muzyczna YUNGBLUDA, czy udało mu się w takim razie po raz kolejny zaskoczyć słuchaczy? Ten album zdecydowanie jest spójny, ale w nawiązaniu do utworów, które się na nim znajdują. Zestawiając go z dwoma poprzednimi płytami z dorobku artysty, można dostrzec sporą przemianę. Jakkolwiek to nie brzmi – to najbardziej spokojna płyta w jego karierze. Oczywiście nie sugerujcie się, że są na niej ballade – zupełnie nie o to chodzi. Podobnie jak Demi Lovato, o której pisałam tutaj, Dom podszedł do tego albumu bardzo holistycznie i w każdym utworze pokazał nam kawałek swojej duszy. Tym razem zamiast ostrego grania, czy wykrzykiwania emocji, YUNGBLUD postawił na teksty o głębokim przekazie, które zostały otulone delikatnym na jego możliwości brzmieniem. 

Do świata YUNGBLUDA zabiera nas singiel “The Funeral”, które momentalnie sprawia wrażenie, że znaleźliśmy się w miejscu, w którym ktoś rozlicza się ze swoją przeszłością i koniecznie chciał zaprosić na to wydarzenie swoich najbliższych – w tym przypadku jego słuchaczy. Skoro znaleźliśmy się już na pogrzebie, to oczywiście nie mogło zabraknąć chusteczek na otarcie łez, tutaj ponownie słyszymy muzykę, do której chce się tańczyć, ale zauważmy, że kawałek zaczyna się od słów “I feel left out”, a w refrenie artysta śpiewa “I’m in love again but tomorrow I’ll be sad”. Huśtawka emocji jest wyczuwalna w każdym z utworów, a radosna melodia, która pozornie je otula, przypomina mi album zespołu Paramore “After Laughter”, gdzie muzycy również jeden ze swoich najsmutniejszych wydawnictw przykryli pod parasolem radosnego brzmienia. 

YUNGBLUD rozlicza się z przeszłością dawkując emocję kawałek po kawałku

Skoro znaleźliśmy się już na pogrzebie i otarliśmy łzy, to nadszedł moment na “Memories”, czyli kolejny singiel promujący wydawnictwo oraz jedyny duet na tym albumie. Osobiście rozumiem, dlaczego YUNGBLUD pozwolił sobie wyłącznie na jedną kolaborację – w końcu jest to album, który ma wyrażać jego, więc dodatkowy tłum nie jest tu potrzebny, ale za to połączenie z WILLOW to istny ogień i jej gościnne wystąpienie w tym utworze skutecznie buduje emocje i podkreśla daje wartość dodatnią.

Następną pozycją jest mój osobisty faworyt, czyli “Cruel Kids”. Odnosze wrażenie, że pod płaszczem tego tytułu kryje się hasło “Cool Kids”, które przewrotnie zostało zmienione na “cruel”. Każdy z utworów na tym wydawnictwie ma ogromną wartość, ale ten zasługuje na dodatkową uwagę. 

“I don’t wanna do what the cruel kids do cause they’re so confused.

I don’t wanna like what the cruel kids like, I’d rather burn alive.”

Kolejną pozycją jest  “Mad”, które brzmi bardzo znajomo i zdecydowanie wpisuje się w twórczość YUNGBLUDA, którą znamy i lubimy. To tzw. “comfort song” tego albumu. Jak tylko usłyszysz ten kawałek, to wiesz, że jesteś w dobrym miejscu na płycie. 

Zmierzając w kierunku “I Cry” możemy usłyszeć artystę niemal rapującego oraz z dość specyficznymi efektami muzyki elektronicznej w tle. To ciekawy eksperyment, który świetnie obrazuje, że Dom nie da się zaetykietkować do danego gatunku muzyki. Jest to kolejny z tych utworów, który przesłuchany w pośpiechu może brzmieć jak “zapychacz”, czy chęć odbycia muzycznej zabawy na płycie, lecz nic bardziej mylnego. Utwór brzmi jak kartka z pamiętnika Doma, którą warto na spokojnie przeczytać lub w tym przypadku – wysłuchać.

“Sweet Heroine” to kolejne muzyczne wyznanie artysty, które udowadnia, że na tym albumie nie chciał udawać kogoś, kim nie jest i zamierza wyśpiewać nam wszystkie swoje grzeszki, nawet te, o których nieprzyjemnie jest mówić głośno. Po tym wyznaniu nadchodzi czas na “Sex Not Violence”, czyli bardzo przyjemny muzycznie utwór, doskonale wpisujący się w wartości jakie niesie YUNGBLUD i o których mówi głóśno np. podczas koncertów. Słysząc go po raz pierwszy, widziałam w swojej głowie tłum fanów zgromadzonych pod sceną, który z zapałem wykrzykuje słowa tej piosenki.

Następnym utworem, przy którym zatrzymałam się na dłużej jest singiel “Don’t Feel Like Feeling Sad Today”, to idealny przykład tego jak terapeutycznie Dom podchodzi do swojej twórczości. Artysta podczas wywiadów zdradził, że nagrywając ten utwór, był w ogromnym dołku psychicznym i wylewanie tego wszystkiego na papier, a następnie mówienie samemu sobie “Dziś nie będę smutny” bardzo mu pomogło. A może wspólnie sprawimy, że będzie to nasz muzyczny lek na gorsze dni?


Wesprzyj twórczość YUNGBLUDA i zamów album tutaj

Zwieńczające album “The Boy In The Black Dress” to wzruszający do szpiku kości utwór śpiewany przez Doma w osobie trzeciej, lecz na samym końcu muzyk ujawnia, że chłopcem w czarnej sukience jest on sam. To historia, przez którą warto przejść sekunda po sekundzie, aż do samego końca.

Wielu artystów wydając płytę tytułowaną swoim imieniem i nazwiskiem bądź pseudonimem artystycznym nie do końca rozumie sens tego zabiegu. Takie wydawnictwo powinno bardziej zapoznać nas z artystą i być pewnego rodzaju muzycznym pamiętnikiem. W przypadku albumu YUNGBLUDA otrzymaliśmy zdecydowanie więcej, niż można było się spodziewać. Przesłuchiwałam ten album na kilka dni przed premierą, w łóżku, tuż przed snem i miałam wrażenie, że ktoś opowiada mi swoją prywatną historię – kawałek po kawałku aż puzzle ułożyły się w całość. Jestem absolutną fanką tego albumu i nie mogę się doczekać, aż będzie mi dane usłyszeć go na żywo. Tymczasem zachęcam do nadrobienia tej muzycznej lektury!