NewsroomRecenzje

Recenzja: Machine Gun Kelly “Mainstream Sell Out”

Fot. Materiały Prasowe

Jego poprzedni album “Tickets To My Downfall” zaskoczył wszystkich – zarówno wiernych fanów, którzy przyzwyczaili się do postaci MGK jako rapera, ale także udało mu się zaskoczyć słuchaczy muzyki pop-punkowej, którzy bez cienia wątpliwości tuptali nóżkami aż w końcu komuś uda się odżywić ten gatunek. Zmiany nie zawsze bywają dobre, ale ta spodobała się wielu, a już na pewno samemu artyście, który właśnie wypuścił album “Mainstream Sellout” utrzymany w tej samej stylistyce. Machine Gun Kelly to artysta, który wzbudza wiele kontrowersji. Można go lubić lub… po prostu sobie odpuścić słuchanie jego twórczości. Ja zdecydowanie należę do grona osób, które podziwiają jego poczynania, dlatego dziś opowiem Wam o płycie “Mainstream Sellout” ze swojej perspektywy.

Machine Gun Kelly uwielbia stawiać odważne kroki i gdzieś między wierszami troszkę namieszać. W trakcie kończenia promocji pierwszego pop-punkowego albumu wydał singiel “Daywalker!”, który dla mnie był sygnałem, że muzyk nie do końca chce odkleić od siebie łatkę rapera, a może nawet to pierwszy znak, że jednak chce wrócić do korzeni. Przyznam się szczerze, że nie wiem jaki cel miało wydanie tego utworu, który tak naprawdę nie znalazł się na żadnej płycie i dodatkowo stylistycznie odbiega od obu krążków. Może to eksperyment, a może MGK chciał sprawdzić, czy warto wrócić do rapu? Cokolwiek się zadziało, to temat możemy uznać za zakończony, bo finalnie otrzymaliśmy “Mainstream Sellout” oblane różem, gitarami i ponownie z Travisem Barkerem na perkusji.

Muzyk, pozostał wierny swojemu przyjacielowi z Blink-182, który nie tylko jest częścią tej płyty, ale także jest jej wydawcą. Co więcej, Panowie na wczesnym etapie powstawania krążka postanowili zrobić sobie takie same tatuaże z napisem “Born with Horns”, który był roboczym tytułem albumu. Machine Gun Kelly w ostatnim momencie zmienił jednak zdanie i postanowił nazwać go inaczej – ale tatuaże na ich ciele można dostrzec do dnia dzisiejszego, a piosenka o tym samym tytule otwiera płytę i zabiera nas w świat Colsona. 

Album ten przepełniony jest kolaboracjami, które wypadają naprawdę dobrze. Na drugiej pozycji pojawia się utwór “maybe”, który powstał z udziałem zespołu Bring Me The Horizon. Mamy tutaj spotkanie dwóch światów: pop-punkowego artystę oraz ostro grające BMTH. Mieszanka różnych dźwięków wypadła świetnie i jest to jeden z moich ulubionych utworów z tej płyty.


Kup płytę tutaj

Kolejną kolaboracją zapadającą w pamięć jest Make Up Sex w duecie z blackbearem. Nie tylko sam kawałek szybko wpadł mi w ucho, ale dodatkowo po zobaczeniu klipu totalnie przepadłam. Koniecznie go odpalcie, ale zapewniam, że spora ilość cukru gwarantowana!

Kolejnymi świetnymi utworami, którym towarzyszą również genialni artyści jest “Emo Girl” z Willow Smith oraz “Ay!” z Lil Wayne. To, co naprawdę ważne na tej płycie to fakt, że MGK nie idzie na łatwiznę. Album jest spójny, ale nie jest monotonny. Każdy z utworów czymś się wyróżnia i wprowadza nas w zupełnie inną historię. Świetnie obrazuje to właśnie mocno wykrzyczane “Emo Girl”, a tuż zaraz obok spokojne “Ay!”. 

Nie można nie wyróżnić “Papercuts”, które tak naprawdę było jedną z pierwszych zapowiedzi tego krążka. MGK tym utworem rozlicza się z przeszłością i dedykuje go wszystkim, którzy nazywają go pozerem. Jeżeli zastanawiacie się, dlaczego muzyk tak bardzo zmienił swoją ścieżkę kariery i jak mocno przytłaczała go krytyka – posłuchajcie, bo tutaj są odpowiedzi na wszystkie pytania. 

Zwieńczeniem albumu jest cudowne, różnorodne i budujące napięcie “Twin Flame”, które jak się okazuje jest dedykowane obecnej partnerce Colsona, czyli Megan Fox. Podczas jednego z ostatnich występów na żywo artysta wyznał, że para przeżywała poronienie. To dodatkowe oświadczenie pozwala spojrzeć na tę pozycję zupełnie inaczej i ze świeżym spojrzeniem. 

Podsumowując, czy Machine Gun Kelly sprostał oczekiwaniom? Jeśli patrzymy na niego przez pryzmat rapera, to oczywiście, że nie. Jeśli za to damy mu szansę jako muzykowi alternatywnemu, którego ciężko zaszufladkować i można pogubić się w gatunkach muzycznych, których dotknął – docenimy to wydawnictwo. Uważam, że spływa na niego zbyt duża i bezpodstawna fala krytyki za wiele elementów. Warto przyjąć do wiadomości, że ludzie, w tym także osoby publiczne mogą w swoim zawodzie dokonać rewolucji i iść inną ścieżką niż wcześniej założyli. Pozbywając się wszelkich uprzedzeń i skupiając się wyłącznie na płycie, będzie w stanie docenić jej piękno i przede wszystkim – podziękować MGK za przywrócenie pop-punkowego brzmienia do łask.