NewsroomRecenzje

Recenzja: Fletcher – “In Search of the Antidote”

fot. Materiały Prasowe / Universal Music Polska / Sebastian Faena

fot. Materiały Prasowe / Universal Music Polska / Sebastian Faena

Absolutnie bezkompromisowa Fletcher, idąc za ciosem, wydała swój drugi studyjny album “In Search of the Antidote”. Nie pozostając w cieniu swojego debiutu, który okazał się ogromnym sukcesem, a mowa oczywiście o wydawnictwie “Girl of My Dreams”, artystka postanowiła nie tracić czasu i wydać zupełnie nowy krążek. Tym albumem Fletcher pokazała szerokie spektrum swoich możliwości i postawiła kropkę “nad i” wszystkim tym, którzy mieli jakiekolwiek wątpliwości co do dalszego rozwoju jej kariery.

Album “In Search of the Antiodote” to zgrabna kontynuacja tego, co usłyszeliśmy na debiutanckim krążku i wzięcie twórczości na jeszcze wyższy poziom. Wydawnictwo zamyka zgrabną klamrą możliwości wokalne oraz muzyczne artystki i pokazuje, że czuje się ona genialnie w brzmieniu zarówno typowo komercyjnym, jak i w klimatycznych balladach oraz w ostrzejszym gitarowym. Jeśli jej słuchaczom brakowało któregokolwiek z tych puzzli w jej dotychczasowej twórczości, to nowy krążek doskonale serwuje zupełnie nowe doznania muzyczne.

“Your girlfriend never thanked me for making her go viral
Fuck it, I’m her idol
I get sad and spiral
Yeah, I’ll buy a new whip
But you’ll never see me take the high road”

Fletcher – “Doing Better”

Fletcher po raz kolejny pokazuje, że absolutnie niczego nie żałuje ze swojej wcześniejszej, szczerej do bólu twórczości, mianowicie utwór “Doing Better” to kontynuacja wiralowego na Tik Toku “Becky’s Hot”. Artystkę można nazwać jako jedną z najbardziej odważnych, która publicznie rozlicza się ze swoją przeszłością bez owijania w bawełnę. Co więcej, obserwując Fletcher, czasem ma się wrażenie, że jej ruchy mogą być skutkiem podjęcia pewnych decyzji pod wpływem emocji, lecz nic bardziej mylnego. Ten album udowadnia, że Fletcher lubi i chce się dzielić ze słuchaczami swoimi prywatnymi historiami, przez co staje się jeszcze bardziej autentyczna.

Całe wydawnictwo otwiera “Maybe I Am”, które jest w mojej skromnej opinii doskonałym odzwierciedleniem tego, w jaki rollercoaster na tym albumie zabiera słuchacza Fletcher. Utwór zaczyna się od zadziornych i nagich słów “Here I Fucking Go Again” w brzmieniu akustycznej gitary. Takie zdanie to doskonałe zaproszenie do świata Fletcher, którym jest ta właśnie płyta. Każdy utwór na tym albumie brzmi niczym osobiste ‘live session’ z artystką. Możemy zobaczyć w swojej wyobraźni, jak kartka po kartce wyśpiewuje nam ona zapiski ze swojego pamiętnika i zabiera nas w muzyczną podróż po dniach wyjętych z jej kalendarzach. Wiele historii, które usłyszymy to wydarzenia, o których mogliśmy przeczytać w mediach i tutaj przejdę do utworu “Eras of Us”. Ta pozycja to genialne posunięcie nie tylko muzyczne – bo to bardzo dobry utwór – ale również marketingowe. Kawałek nawiązując do spotkania Fletcher z jej ex, o czym plotkował cały queerowy Tik Tok, a cała sytuacja miała miejsce na jednym z koncertów Taylor Swift i szybko ten news obiegł cały świat.

Utwór “Pretending” doskonale pokazuje skale możliwości Fletcher, która tym razem postanowiła nie zamykać się w jednym gatunku muzycznym i pozwoliła sobie także na gitarowe brzmienie. Co ciekawe, inspiracją do powstania tego utworu były takie artystki jak Avril Lavigne, czy Kelly Clarkson. Wielu mogło wybić ten pomysł artystce z głowy, bo umówmy się, takiej muzyki nigdy nie tworzyła, ale uważam, że ten zabieg romansu z mocniejszym brzmieniem wyszedł jej genialnie i pokazał, że nie powinna się zamykać w jednym gatunku muzycznym.

Jeśli jednak uważacie, że Fletcher to wyłącznie kontrowersja i nad wyraz odważne teksty to posłuchajcie bezbronnego “Crush”, które pokazuje zupełnie inną, bardzo delikatną stronę artystki. Jest to ten utwór, który jest momentem zwolnienia na albumie, zatrzymania się i głębszej refleksji.

Ale czym jest wspomniane antidotum Fletcher? Czy udało się je odnaleźć? Nie zostawiając słuchacza pod znakiem zapytania, album został zwieńczony utworem z tą właśnie odpowiedzią, a sama artystka w wielu wywiadach podkreśla, że szukała antidotum w różnych miejscach, by w końcu zrozumieć, że jest nim po prostu miłość.

“I see heaven when you crush me under the weight of your body
You know I put you above me, I wanna cry
When you fuck me, I want your kisses to cut me
Come on, I dare you to love me, wonderin’ why”

Fletcher – “Crush”

Czy w końcu doczekaliśmy się mainstreamowej, queerowej wokalistki, która tworzy muzykę na miarę największych nazwisk pop kultury? Kładę wszystkie karty na stół i otwarcie mówię: tak. Fletcher to artystka, w której pokładam ogromne nadzieje i wróżę świetlaną przyszłość. Swoją pewnością siebie przypomina mi debiutującą Halsey, która w równie zawrotnym tempie dotarła do szerokiego grona odbiorców.

“In Search of the Antidote” to album, któremu należy dać szansę, by zrozumieć fenomen Fletcher i totalnie się w nim zatracić. To jej drugi studyjny krążek, ale na pewno nie ostatni. To piękny początek wspaniałej muzycznej kariery.