NewsroomWywiady

Natalia Zastępa w rozmowie z WLKM.pl: „Płyta to mój pamiętnik”

Natalia Zastępa to debiutująca wokalistka, która mimo bardzo młodego wieku ma na swoim koncie wiele sukcesów. Pierwsze poważne kroki ku karierze stawiała w programie The Voice Kids, a dwa miesiące temu wydała swój debiutancki album o nieco przewrotnym tytule – “Nie żałuję”. Zatem sprawdźcie, czego Natalia nie żałuje, jak przebiegała praca nad płytą, a także jakie emocje towarzyszyły tworzeniu.

Niedawno ukazał się Twój debiutancki album. Jakie emocje towarzyszyły Ci, kiedy w końcu miałaś w rękach swoją płytę?

To było niesamowite uczucie. Kiedy dodałam na Instagrama filmik, na którym trzymam tę płytę po raz pierwszy to moi fani powiedzieli, że wyglądam jak dziecko, które właśnie dostało prezent pod choinkę. I trochę tak się czułam, chociaż teraz te emocje już trochę opadły.

Masz wielu fanów, którzy na pewno już doskonale znają tę płytę, ale jestem ciekawa, jak opisałabyś swój album osobom, które jeszcze nie miały okazji go usłyszeć.

Myślę, że to jest pamiętnik będący podsumowaniem trzech lat pracy, życia szkolnego i połączenia tego ze sobą. Znajdują się na nim po prostu moje refleksje, ale pojawiły się też moje autorskie utwory, z czego jestem najbardziej dumna. Są też piosenki jeszcze za czasów The Voice, czyli „Za późno”, który był moim pierwszym singlem, więc to wszystko trochę inaczej wyglądało. Po prostu ta płyta to mój pamiętnik i myślę, że to słychać, bo jest młodość, refleksje i ta niepewność, która często mi też towarzyszyła, bo jednak łączenie tego wszystkiego było dość trudne.

Wspomniałaś, że pojawiły się na płycie Twoje piosenki. A zaczynając pracę nad płytą, miałaś konkretny pomysł na brzmienie czy to raczej działo się samoistnie? Pytam, ponieważ album brzmi bardzo dojrzale, jak na tak młodą artystkę.

Nie było takiego zamysłu, to wszystko wyszło raczej naturalnie. Faktycznie, dosyć młodo zaczęłam i mój pierwszy singiel pt. „Za późno” powstawał przy okazji The Voice, więc wtedy nie miałam aż tak dużego wpływu twórczego. Jednak później zależało mi na tym, żeby było więcej mnie w tej muzyce. Uznałam, że to będzie dobry moment, żeby eksperymentować i szukać. Jeszcze nie byłam pewna, w którym kierunku chcę iść – od dziecka śpiewałam muzykę soulową, ale też słuchałam rocka. Chciałam troszeczkę poromansować z każdym z tych gatunków. I wydaje mi się, że to mi się udało, a wspólnym mianownikiem tego wszystkiego jest klimat retro. Wiadomo, że te piosenki są nowoczesne i popowe, ale chciałam utrzymać ten oldchoolowy nastrój.

Współpracowałaś z różnymi osobami, które są znane w branży m.in. z Sanah, Maćkiem Wasio. Zastanawia mnie, jak wyglądała ta współpraca. Na ile miałaś odwagę, by mówić to, co myślisz lub prezentować własne pomysły na poszczególne utwory?

Na początku, kiedy po raz pierwszy widywałam się z poszczególnymi producentami, często czułam się skrępowana ze względu na to, że oni są doświadczeni, a ja dopiero zaczynałam. Sama jednak uznałam, że czasem muszę postawić na swoim, bo wiem, czego chcę. Pracowałam z wieloma osobami i z każdym było inaczej. Z Sanah było bardzo luźno, ponieważ jesteśmy prawie rówieśniczkami – jest kilka lat starsza ode mnie. Z Maćkiem Wasio i Olafem Deriglasoffem na początku trochę się stresowałam. Ostatecznie ten stres był totalnie niepotrzebny, bo oni mega fajnie do mnie podeszli i też byli zadowoleni z tego, co tworzymy. Najwięcej współpracowałam z Juliuszem Kamilem, z którym teraz mam bardzo koleżeńską relację. Okazuje się, że pierwsze momenty spotkań są stresujące, ale czasem to przeradza się w fajną znajomość. Były też niezbyt owocne spotkania, których efekty nawet się nie ukazały. Wydaje mi się, że o to chodzi – trzeba się poznawać, żeby potem wiedzieć, z kim się fajnie współpracuje.

Nagrałaś też piosenkę we współpracy z grupą Sonbird. Jak powstał pomysł na zaproszenie ich jako gości specjalnych?

Z chłopakami poznaliśmy się na festiwalu w Opolu. A piosenka „Matry” początkowo miała inny tytuł i miała być moją solową piosenką, ale przy okazji rozmowy z osobą, która zajmuje się moim repertuarem okazało się, że zna się z chłopakami z Sonbird. I wtedy pomyślałam, że może warto ich zaprosić do współpracy, bo ten utwór akurat jest w klimacie chłopaków. Ta piosenka też trochę czekała, żeby ją wydać – współpraca była określona w styczniu, a nagrywaliśmy w wakacje. Ale też poprawialiśmy tekst i Kamil (gitarzysta Sonbird) dogrywał gitary, żeby chłopaki mogli się z nią identyfikować.

Wnioskując po tym, co mówisz, można stwierdzić, że wiele spraw działo się po Twojej myśli. Dlatego chciałabym zapytać o tytuł płyty, bo jest dość przewrotny – „Nie żałuję”. Pewnie wiele razy już odpowiadałaś na takie pytanie, ale ono wręcz nasuwa się samoistnie. Czego zatem nie żałujesz? Jaka historia się za tym kryje?

Chodzi o to, żeby się nie użalać się za bardzo nad sobą, iść dalej i wyciągać wnioski z różnych sytuacji. Uznałam, że to dobry tytuł na tę płytę, bo w ciągu tych kilku lat też miałam momenty, w których myślałam, że mogłam coś zrobić inaczej albo trochę z czymś poczekać albo coś wydać szybciej. Potem stwierdziłam, że nie ma co narzekać, bo to wszystko doprowadziło mnie do momentu, w którym jestem, a jestem z niego zadowolona.

A co Cię najbardziej inspirowało przy tworzeniu tej płyty? Masz jakieś szczególnie ważne autorytety muzyczne?

W pewnych momentach, utworach wydaje mi się, że to słychać, chociaż… moim ulubionym zespołem jest Pink Floyd, a jeszcze nie nagrałam dwunastominutowego utworu (śmiech). Od dziecka śpiewałam soulowo, a jako wokalistki lubiłam Celine Dion i Arethę Franklin. Chciałam, żeby to było słychać i myślę, że to mi się udało m.in. w piosenkach „Nie żałuję” czy „Za wcześnie”. Inspirowała mnie też muzyka rockowa – myślę, że gitary słychać na tej płycie bardzo wyraźnie – np. w „Nie Przegap” czy w „Rudym”. Starałam się zawrzeć te moje muzyczne zamiłowania, ale ułożyliśmy je w formie popowej, dlatego to wszystko jest wymieszane, ale też zbalansowane.

A co w muzyce  jest dla Ciebie najważniejsze – nie tylko, kiedy tworzysz, ale też, kiedy słuchasz?

Wydaje mi się, że najważniejsze są emocje. Mam taką fajną anegdotę, że mając może z 10 lat pierwszy raz oglądałam film „Bodyguard”. I mimo, że byłam dzieckiem, kiedy pierwszy raz usłyszałam „I Have Nothing” to faktycznie uderzyły mnie te emocje – ta piosenka ma w sobie coś wyjątkowego. Wydaje mi się, że są takie czynniki X i tak naprawdę nie jesteś świadomy, czy to ta muzyka, czy wokal, ale po prostu to coś w sobie ma. Czasami zachwycam się warstwą muzyczną, a czasami liryczną, ale jest też taki utwór Pink Floyd, w którym mimo fałszu w śpiewaniu słychać emocje. I za to lubię tę piosenkę, bo wiem, że coś przekazuje.

Trochę zmieniając temat, chciałabym zapytać o początki kariery. Zaczynałaś w The Voice Kids i zastanawiam się, czy idąc tam miałaś konkretne oczekiwania, czy po prostu chciałaś spełnić swoje artystyczne marzenie. Spodziewałaś się, że tak szybko nagrasz płytę?

Trudno powiedzieć, z jakimi oczekiwaniami szłam. Na pewno nie zakładałam, że wygram. Wiedziałam, że takie programy przynoszą korzyści w postaci doświadczenia. Myślę, że też szłam z założeniem, żeby zobaczyć, jak to wygląda, ale też sprawdzić, jak się zachowam pod taką presją – zwłaszcza, że byłam bardzo młoda, bo miałam wtedy 15 lat. I chyba zawsze się ma taką nadzieję, że może ktoś ciebie zauważy, a może zaproponuje współpracę, a taki program jest właśnie okazją do tego, aby poznawać różnych ludzi. I ja miałam to szczęście, że się udało – nawiązałam współpracę z wytwórnią, więc myślę, że moje marzenie zostało spełnione przy okazji programu. Faktycznie wszystko zaczęło się w programie i dzięki temu dziś mogę śpiewać na szerszą skalę – pewnie i tak bym śpiewała, ale mogłam na przykład wydać płytę.

Zastanawiam się, jak to jest odnaleźć się w branży muzycznej w tak młodym wieku. Zakładam, że pewnie nie jest łatwo pogodzić szkołę z twórczością i zobowiązaniami artystycznymi, zwłaszcza, że w Twoim przypadku premiera płyty zbiegła się z maturą.

Czasami było trudno, ale moi nauczyciele byli wyrozumiali. Nie miałam szczególnych problemów ani niemiłych komentarzy, a zawsze byłam wspierana. Starałam się wszystko nadrabiać i raczej rzadko zalegałam z jakimś sprawdzianem, chociaż to się zdarzyło (śmiech). Myślę, że tak naprawdę, gdy zaczął się koronawirus to było mi trochę łatwiej, bo mogłam zabierać szkołę ze sobą do Warszawy, co wcześniej było niemożliwe. Ostatni rok też był bardziej pracą własną – nie tylko w moim przypadku, ale w większości uczniów. Przyznaję też, że sama wyznaczałam sobie priorytety, a dla mnie priorytetem zawsze była muzyka. Na przykład nie będę uczyła się chemii, bo wiem, że nie będę miała z tym nic do czynienia, chociaż miałam piątkę na świadectwie, co mnie trochę zdziwiło (śmiech). Uczyłam się tylko tych przedmiotów, które zdawałam na maturze, a to był polski, matematyka i angielski, więc nie było najgorzej. Dało się to jakoś poukładać, a myślę, że nie jestem jeszcze w najgorszej sytuacji – pewnie Roksana Węgiel czy Viki Gabor mają o wiele trudniej pod tym względem.

Wspomniałaś, że za sprawą programu udało Ci się spełnić marzenie. A zdradzisz, jakie jest Twoje największe muzyczne marzenie?

Po prostu chciałabym wydawać płyty. Może nie powinnam mówić, że muzyka jest pracą, ale trochę tak jest. Fajnie, kiedy praca jest jednocześnie tym, co lubisz robić najbardziej. Chciałabym jak najdłużej grać koncerty i wydawać płyty. No i żeby to się podobało odbiorcom – chociaż garstce.

Branża muzyczna powoli wraca do funkcjonowania, zatem masz już jakieś koncertowe plany na najbliższy czas?

Wczoraj występowałam w Amfiteatrze Opolskim. To był bardzo piękny koncert, występowało wielu artystów m.in. Kasia Kowalska, Małgorzata Ostrowska, Patrycja Markowska. W zasadzie są jakieś plany, ale wiele koncertów zostało przesuniętych – mieliśmy terminy na czerwic i lipiec, a później się okazało, że jednak wrzesień. Dlatego na razie nie zapowiadam tych koncertów, najwyżej na Instagramie, jeśli będzie coś pewnego, ale to raczej w sierpniu.

Zmierzając już do końca, z uwagi na tematykę naszej redakcji, chciałabym zapytać Cię o legalne kupowanie muzyki. Jak to postrzegasz jako artysta? Zauważasz problem nielegalnego korzystania z muzyki?

No to jest temat rzeka. Dla mnie, jako artystki, jest to utrudnienie, bo tak jak wcześniej wspomniałam, kiedy się wydaje muzykę to fajnie, jeśli to przynosi korzyści finansowe – wiadomo.  Myślę, że rozwiązanie tego problemu nie tylko zależy od artystów, ale góra musiałaby zadziałać. Chociaż to będzie bardzo trudne, bo wiele osób nie rozumie tego, że artyści, wokaliści, producenci, muzycy wcale nie są milionerami. Oczywiście domyślam się, że są tacy, którzy naprawdę dobrze sobie radzą, ale to pewnie jest garstka.  Rozumiem, że płyty kompaktowej wszędzie nie posłuchasz, ale kiedy już jesteś fanem jakiegoś albumu na Spotify, to miło byłoby gdybyś kupił po prostu tę płytę. Chociaż  profity z takiej płyty nie są też jakieś wielkie, ale jeśli kilka tysięcy osób pomyśli w taki sposób, to na pewno byłoby już jakieś wsparcie i docenienie.

Na sam koniec jeszcze chciałabym zapytać, z jakich nośników muzyki korzystasz najczęściej.

Oczywiście korzystam z serwisów streamingowych żeby być na bieżąco, takie mamy też czasy i rozumiem to, ale jestem osobą, która kupuje płyty. Jeśli mi się jakaś naprawdę spodoba albo kiedy lubię jakiego artystę to zawsze kupuję – tak samo jest z książkami. Ja kupuję, bo sama też bym chciała, żeby ludzie kupowali moje płyty i fajnie byłoby, gdyby wszyscy podchodzili do tego w podobny sposób.