Moje Ulubione Płyty: Shimi
Wkrótce ukaże się jego debiutancki album, lecz już na samym początku, przy pomocy jednego utworu potrafi przykuć uwagę odbiory. Mowa o artyście kryjącym się pod pseudonimem Shimi, który tworząc swoją muzykę, romansuje z elektronicznym brzmieniem. Przyznaje otwarcie, że fascynuje go mechanizm ludzkich zachowań, dlatego też nawiązań do tego tematu możemy doszukiwać się w jego muzyce. Tymczasem Shimi zgodził się opowiedzieć nam o swoich muzycznych inspiracjach.
Bjork – Homogenic
To płyta, która ma w sobie dużo mądrości i myślę, że gdzieś między wierszami jest w niej zakodowany przepis na dobry album. Minimalistyczne bity oparte o chropowate brzmienia doskonale połączyły się z prostymi i wpadającymi w ucho melodiami, surową, nieco „toporną” warstwą smyczkową oraz głosem Bjork. Prostota i spójny pomysł okazały się strzałem w dziesiątkę. Bez zbędnego kombinowania, barokowej liryczności czy bajkowych brzmień, które możemy usłyszeć w późniejszych (raz lepszych, raz gorszych) projektach piosenkarki.
Peaches – The Teaches Of Peaches
„The Teaches Of Peaches” to właściwie wizytówka Peaches, artystki, która bez ogródek krzyczy o seksie, swojej seksualności i relacjach międzyludzkich. Płyta ta wyraźnie pokazuje, że przepełnione buntem śpiewanie o ważnych sprawach musi być okraszone humorem, zabawą słowem i odrobiną kiczu – dopiero wtedy staje się strawne. „The Teaches Of Peaches” to album spójny, a półamatorskie bity w tym przypadku są jedynie wisienką na torcie, która uwiarygadnia krzyk i bunt Peaches.
Azeda Booth – In Flesh Tones
Niesamowite połączenie gitar, syntezatorów i automatów perkusyjnych. Album „In Flesh Tones” swego czasu grał w moich głośnikach non stop. Niebanalne podejście do rytmu, chropowate i połamane cyfrowe dźwięki, a do tego spokojny i niemal niesłyszalny wokal. Szczególnie polecam piosenkę „In red”, której wyraźny puls sprawia, że słuchacz niemal wpada w trans.
Aretha Franklin – I Never Loved a Man the Way I Love You
To mój ulubiony album z dyskografii mojej ulubionej wokalistki. To właśnie tutaj Aretha Franklin dokonała coming outu jako Królowa Soulu. W piosence noszącej tytuł taki sam jak album dała upust swoim emocjom, nie korzystając przy tym (na szczęście) z narzędzi piosenki aktorskiej czy musicalu. Natomiast w „Respect” Aretha przypomniała słuchaczom, że fraza i rytm są najważniejsze, zresztą podobnie jak w utworze „Dr Feelgood” z tej samej płyty. To album, po który sięgam wtedy, gdy kompletnie nie wiem, jak mam zaśpiewać nowy utwór. Okazuje się, że Franklin ma jedną radę – śpiewaj prosto, a gdy zaczynasz kombinować, zrób sobie przerwę.
Maria Peszek – Miastomania
Uwielbiam tę płytę głównie dlatego, że dzięki niej rozpoczęła się moja zabawa słowem. Pamiętam, jak przysłuchiwałem się tekstom Marii Peszek i myślałem sobie: „a to tak można?”. Na szczególną uwagę zasługuje utwór „Mam kota” oraz delikatne „Nie mam czasu na seks”, w którym Peszek szepcze swoim lirycznym głosem „Tęsknota we mnie siedzi, jak drucik z miedzi”. Oklaski należą się także męskiemu chórowi w utworze „Moje miasto”.