Mike Split w wywiadzie dla WLKM.pl: “Te wszystkie uczucia po złamanym sercu trzeba doświadczyć i przepracować, nie wolno tego zostawić”
Mike Split, a właściwie Michał Krawczyk, to pochodzący z Polski artysta debiutujący na scenie międzynarodowej. Na początku lutego wydał samodzielnie wyprodukowaną w swoim domowym studio, pierwszą EP-kę o nazwie Responsibilty. Krążek zawiera 6 utworów i jest rozliczeniem się ze złamanym sercem oraz wszystkimi uczuciami, które towarzyszą w drodze do uzdrowienia. W wywiadzie opowiada o tym jak tworzył materiał przez ostatnie kilka lat, z którego utworu jest najbardziej dumny oraz jak przebiegał u niego proces wdrażania się na rynek muzyczny.
Mike Split dla WLKM.pl – wywiad
Dominika Tarka: Wydałeś swoją pierwszą płytę więc ode mnie klasyczne pytanie – bo bez niego byśmy się nie spotkali – jakie to uczucie?
Mike Split: Jest to dziwne, dalej to do mnie nie dociera… Pierwszy tydzień, na samym Spotify 1,5 tysiąca odtworzeń to jest mega wynik dla mnie, gdzie ja jestem taki malutki, a jeszcze są odtworzenia z YouTube, Apple Music również ładnie. Bardzo przyjemne to jest i dużo miłych słów otrzymałem z każdej strony czego się też nie spodziewałem.
DT: No jak sam mówisz, trochę ten proces trwał, kilka lat minęło – kiedy napisałeś pierwszą piosenkę na album która weszła? Pamiętasz?
MS: Pierwsza to było… Irreplaceable. Pierwszą wersję napisałem w 2016 roku, czyli… 8 lat temu. Była jeszcze jedna, ale aby ilość utworów się zgadzała musiałem trochę odchudzić materiał, więc ona póki co pozostaje tajemnicą.
DT: Okej, może jakiś bonus track? EP-ka deluxe edition się szykuje?
MS: (śmiech) Dokładnie, na winylu!
DT: 8 lat, długo się do tego przygotowywałeś… Czujesz swego rodzaju ulgę, że to już wyszło, że wypuściłeś ten swój PIERWSZY projekt w życiu?
MS: Jestem bardzo zadowolony z tego co wydałem, to brzmi dokładnie tak jak ja chciałem, żeby brzmiało. Myślę, że te wszystkie lata, które spędziłem robiąc coś w kierunku, żeby to powstało się opłaciły – koniec końców zrobiłem wszystko sam. To też jest bardzo fajne, że jestem w takim punkcie – mogę wyprodukować piosenkę dokładnie tak, jak chcę i ludzie mogą tego słuchać. A ja się cieszę, że mogę przejść dalej i pokazywać ludziom nowy materiał, bo napisałem ostatnio bardzo dużo utworów.
DT: Jakie to jest uczucie produkować własną muzykę, co Ci się najbardziej podoba w tym procesie?
MS: To jest ciężki orzech do zgryzienia czasami, bardzo dużą rolę odgrywają tutaj moi przyjaciele, którzy słuchają często przedpremierowych próbek i po ich reakcji jak to „siedzi” podejmuje pewne decyzje. Kiedy samemu się produkuje to po pierwsze ciężko się do tego zmotywować, a po drugie szybko się człowiek męczy tym materiałem. Przykładowo – gdy produkowałem Irreplaceable to zajęło mi to tylko tydzień, ale pomysł samego początku, czyli Empty Room (Interlude) pojawił się rok wcześniej. Dopiero kiedy się przeprowadziłem i miałem troszeczkę przestrzeni w myślach to się to dokonało… Także myślę, że najtrudniejszy w produkowaniu samemu jest brak drugiej osoby, która by stanęła nade mną, doradziła i swoim doświadczeniem wskazała „zrób to i to” i ja już miałbym kierunek. Muszę do tego samemu dojść metodą prób i błędów oraz osłuchania a czasami też czekania, gdy nagle wpadnie „to coś”. A czasami coś nie brzmi, ja się poddaję i idę oglądać serial (śmiech). Bo już nie mam co wymyślać, wracam dnia kolejnego i znowu to samo.
DT: Musi być taki impuls, nie? Wpada pomysł do głowy i Ty mówisz, „o, to jest to”.
MS: Tak, coś w tym jest. Mimo wszystko staram się to robić codzienne, żeby zachować tą systematyczność. Różne piosenki też potrzebują różnej ilości czasu – np. aranż do Take Me In powstawał 3 dni, ale potem jak to się zrodziło – zostawiłem to, żeby to się „przeżarło” – aż w końcu wróciłem po miesiącu, nadal mi się podobało, więc uznałem, że jest okej i mogę przesłać dalej do masteringu. Czasami siadanie do piosenki to jest tak, jakbyś miała pustą kartkę przed sobą. Chcesz namalować coś i wtedy możesz sobie wyobrazić, ale też w trakcie widzisz – to nie pasuje, zmieniasz kombinujesz… tak miałem z Irreplaceable.
DT: No właśnie, zatrzymajmy się na chwilę, ten słynny śmiech w środku piosenki. Jak do tego doszło? (śmiech)
MS: To jest super historia, bo Irreplaceable było o złamanym serduszku i zostało napisane w momencie, kiedy to się działo. Na swojego Instagrama wrzuciłem film z tego okresu jak siedzę w takiej czerwonej bluzie, obcięty na jeża w 2016 roku… od tamtego czasu ta piosenka się zupełnie zmieniła dla mnie. Ja nie potrafię zaśpiewać tej piosenki tak jak wtedy i nigdy już nie będę potrafił. Po prostu nie umiem wczuć się w emocje, które czułem wtedy, wyleczyłem się z tego przez ostatnie kilka lat, mój organizm inaczej odpowiada na tego typu emocje. Nie mogę udawać przed mikrofonem śpiewając ten utwór, że mam teraz złamane serce, nie jestem aktorem – więc ja podaję ja tak, jak się czuję teraz. I dlatego jak zacząłem ją nagrywać myślę: „Nie mogę zrobić z tego takiej ballady, takiego smuta, muszę pokazać, że ta piosenka się dla mnie zmieniła, że JA się zmieniłem”. To dlatego na tych słowach „the most” przy końcówce pierwszego refrenu, usiadłem i zastanowiłem się „ale jak to?” To znaczy, że jest czy nie jest niezastąpiony? Bo skoro jeszcze żyję, a tej osoby już w moim życiu nie ma, to znaczy, że taki „niezastąpiony” do końca nie jest i stąd się to wzięło, tutaj taki mały pstryczek (śmiech). Potem jak zrobiłem ten śmiech i go nagrałem usłyszałem, że to dobrze brzmi – bo ja w ogóle pierwszy raz coś takiego zrobiłem, odważyłem się. Wtedy miałem uczucie „to ja już wiem, jak to ma brzmieć” i cała reszta poszła stosunkowo prosto, wczułem się w emocje. To już były świadome decyzje, kierunek ustalony. To zabiera słuchacza w taki trochę rollercoaster (śmiech).
(…) nie potrafię zaśpiewać tej piosenki tak jak wtedy i nigdy już nie będę potrafił. Po prostu nie umiem wczuć się w emocje, które czułem wtedy, wyleczyłem się z tego przez ostatnie kilka lat, mój organizm inaczej odpowiada na tego typu emocje. Nie mogę udawać przed mikrofonem śpiewając ten utwór, że mam teraz złamane serce, nie jestem aktorem – więc ja podaję ja tak, jak się czuję teraz.
~ Mike o utworze Irreplaceable
DT: A której piosenki brzmienia byłeś pewien, ale pewnego dnia coś Cię tknęło i pomyślałeś, że kompletnie ją przearanżujesz?
MS: Take me in – na początku tylko z gitarą, zwykła ballada. Zacząłem to tak właśnie nagrywać, przesłuchałem i pomyślałem „Ej, ale smuty…” (śmiech). Po prostu nudno się zrobiło. Musiałem znaleźć sposób, żeby to było bardziej ciekawe, jednocześnie nie tracąc tych emocji, które chciałem przekazać. Zacząłem kombinować z pianinem i z synthami, które są w tle, do tego dodałem trochę z samplera perkusyjnego i piosenka zmieniła się całkowicie.
DT: Wydając EP-kę masz pewne ograniczenia co do ilości utworów, bodajże sześć czy siedem… Jak rozplanowałeś pomysł, żeby spiąć historię w te kilka utworów?
MS: Część serwisów streamingowych siedem utworów odbiera już jako płytę, więc nie ryzykowałem i zostałem przy sześciu, jednocześnie bardzo zależało mi na rozdzieleniu Irreplaceable i Empty Room (Interlude), bo… to jest wstęp do historii. Jednak przy zakładaniu, że chciałbym dostać się na jakieś playlisty. A prawda jest taka, że nie każdy wytrzyma czterdziestosekundowego wstęp – nie ukrywajmy, spokojnego dosyć – na początku utworu. Bardzo by mi było miło oczywiście, gdyby wszyscy ludzie, którzy słuchają byli tak cierpliwi i chcieli wysłuchać – bo tam się bardzo dużo dzieje, są oddechy, które ja też wgrałem i one mają za zadanie wprowadzić do klimatu kolejnej piosenki też po to, żeby później wybić wspomnianym śmiechem…, ale dobrze wiemy jaka jest prawda w dzisiejszych czasach, jeśli coś od razu nas nie porwie to przełączamy dalej i tu było takie zagrożenie, więc zdecydowałem się je rozdzielić.
DT: Udało Ci się dostać na jakieś playlisty? Jak to jest przy młodych artystach, samemu wysyła się prośby o zakwalifikowanie do nich?
MS: Na początku w ogóle zanim jakiś materiał wyjdzie, wcześniej wgrywa się go np. do Spotify’a i robi się tzw. pitching – czyli wybiera się jedną piosenkę, która będzie reprezentowała album. Ten pitch ma zachęcić editorialsów, aby dany utwór gdzieś na playlisty wpuścić, dopasować. U mnie to było Irreplaceable właśnie. Ciekawostką jest to – może dosyć oczywistą, ale myślę, że warto wspomnieć – że Spotify nie dopuszcza zbytniego „przekonywania” takich osób, aby umieścili oni gdzieś dane piosenki – chodzi tu oczywiście o argument pieniężny. Za to można być zdjętym z platformy i dostać blokadę. Aby więc własnymi siłami bez pomocy wytwórni i sztabu promocyjnego dostać się gdzieś dalej, trzeba po prostu próbować wysyłać propozycje takim osobom i liczyć, że im się spodoba. Czasami nawet oni odpisują, mimo odrzucenia, jakieś miłe słowa o utworze – kilka razy mi się tak zdarzyło. To jest niestety czasochłonna metoda prób i błędów. Można też próbować uderzać do stacji radiowych, co też zamierzam w najbliższej przyszłości zrobić – również międzynarodowo.
DT: Jaki jeszcze poza playlistami masz pomysł na promowanie swojej postaci i twórczości?
MS: Z tymi playlistami i streamami, to jest trochę dla mnie drugorzędna sprawa. Obecnie bardziej skupiam się na budowaniu relacji ze słuchaczami, żeby ktoś kto posłucha mojej piosenki zdecydował się zostać na dłużej, obserwować moje kolejne ruchy. Działam głównie na Instagramie i TikToku. Chcę, żeby ludzie mnie poznawali i może nie to, że chcę budować sobie już jakiś fanbase, tylko bardziej właśnie wiernych słuchaczy zainteresowanych moimi dalszymi poczynaniami. To jest też dla mnie bardzo trudne, bo ja jestem introwertykiem i szybko mnie to przytłacza, ale staram się nad tym pracować. Kieruję się zasadą, że trzeba być autentycznym w tym co się robi, bo inaczej to się też nie będzie sprzedawać.
DT: Wracając na chwilę jeszcze do tych historii, które mi opowiadałeś. Rozmawialiśmy o piosenkach, ale chciałabym jeszcze chwile nawiązać do EP-ki jako całości, do nazwy Responsibility. Czy zechciałbyś podzielić się jaka historia za tym idzie? Skąd pomysł na taką nazwę?
MS: Jasne! Po to jest nazwa, żeby miała jakieś znaczenie (śmiech). Wybór utworów też był nieprzypadkowy. Opowiadają one o złamanym sercu – z perspektywy czasu już. Całość jest drogą przez tą historię poczynając od Take Me In, przez Hope, Empty Room plus Irreplaceable, kończąc na zamknięciu poprzez Time To Let It Go i wspominaniu w Reminiscence. Ta ostatnia piosenka jest taka wesoła, słoneczna i szczęśliwa, bo polega trochę na rozważaniu o tej zmianie, którą przeszedłem – czy to dobrze, że ja się zmieniam czy źle? Cały ten aranż, taki jasny, gitary i wysokie dźwięki – wszystko to ma na celu podkreślenie tego wspomnienia, do którego ja chętnie wracam. I wtedy jak przeżywałem to moje złamane serce, to mi się wydawało, że ktoś ma za mnie odpowiedzialność i to czyjąś jest rzeczą, żebym ja był szczęśliwy, prawda? I ja tego nie mogłem zrozumieć, jak ktoś widząc jak się czuje może mnie tak krzywdzić. A to nie jest prawda. Bo to jest MOJA odpowiedzialność, jak JA się czuję. I to jest też mój przekaz w kierunku każdej osoby, która przechodzi przez coś takiego – że to trzeba przeżyć. Te wszystkie uczucia trzeba po kolei doświadczyć, w głowie przepracować sobie, nie wolno tego zostawić, musisz ułożyć sobie. Pokazując tą całą drogę od tego, że ktoś jest niezastąpiony dla mnie przechodząc przez odpuszczanie i czas refleksji nad tym wszystkim, miałem na celu pokazanie, że to nie jest czyjaś odpowiedzialność tylko moja.
DT: Okej, czyli wyszedł Ci taki koncept album (śmiech). Bo czasami albumy są też po prostu zbiorem różnych tematów, piosenek niezwiązanych ze sobą ani tym bardziej czasami z tytułem płyty. U Ciebie zdecydowanie jedna historia, zamknięta.
MS: Tak, chociaż powinny się tam znaleźć jeszcze dwie piosenki, które dopełniłyby to wszystko, ale z oczywistych względów ograniczenia EP-ki musiałem z czegoś zrezygnować.
DT: Z którego numeru jesteś najbardziej dumny, już nie mówiąc o produkcji tylko jako całokształt?
M: Normalnie pierwszą odpowiedzią byłoby Irreplaceable, bo tam się bardzo dużo dzieje i to też dorastało przez lata ze mną. Jednak chyba odpowiem tutaj, że Reminiscence jako pisanie o sobie, najbardziej do mnie przemawia. Ale pytam też ludzi, jaki jest dla nich ulubiony kawałek i wygrała ta pierwsza, zdecydowanie.
DT: Nie dziwię się (śmiech). Chociaż to też się pewnie będzie zmieniać, bo ja na przykład często tak mam, że coś wpada w ucho za pierwszym razem i wydaje się być to najlepszym kawałkiem z albumu, natomiast czasami jak wsłuchasz się w treść to się potrafi diametralnie zmienić, bo coś Cię uderzy, z czymś się utożsamisz i już zyskuje na wartości coś, co na początku przesłuchałeś tak o, nie zwracając uwagi na tekst.
MS: Tak… Zauważyłem, że ja też nie robię takiej muzyki, która od początku zdradza Ci wszystko. Trzeba się nad tym chwile pochylić i to jest plus dla ludzi, którzy mają taki świat wewnętrzny i chcą eksplorować a niestety trochę minus dla większości, która jest szybka i zwraca uwagę głównie na bangery i to co wpada w ucho. Nie jest to łatwa droga, jednak nie zamierzam, póki co z niej schodzić.
(…) wtedy jak przeżywałem to moje złamane serce, to mi się wydawało, że ktoś ma za mnie odpowiedzialność i to czyjąś jest rzeczą, żebym ja był szczęśliwy, prawda? I ja tego nie mogłem zrozumieć, jak ktoś widząc jak się czuje może mnie tak krzywdzić. A to nie jest prawda. Bo to jest MOJA odpowiedzialność, jak JA się czuję. I to jest też mój przekaz w kierunku każdej osoby, która przechodzi przez coś takiego – że to trzeba przeżyć. Te wszystkie uczucia trzeba po kolei doświadczyć, w głowie przepracować sobie, nie wolno tego zostawić, ułożyć to sobie.
~ Mike o genezie tytułu swojej EP-ki
DT: Nawiązując do naszego portalu i Wspierania Legalnego Kupowania Muzyki – planujesz wydać jakiś nakład fizyczny EP-ki?
MS: Bardzo bym chciał… Usłyszałem już od kilku osób, że powinienem spróbować z Patronite. I na początku mocno się nad tym wzbraniałem, bo jak to tak prosić ludzi o pieniądze, przecież istnieje tysiąc ciekawszych rzeczy i pilniejszych potrzeb. Jednak z drugiej strony… jak to tak finansować wszystko z własnej kieszeni przy tym jeszcze jako początkujący artysta pracować, bo jakoś trzeba się utrzymać a może i wypadałoby znaleźć czas na życie i jakieś inne rzeczy poza tworzeniem i pracą na etacie. No nie da się albo… da się – tylko kosztem zdrowia psychicznego – a tego bym nie chciał. Muzyka też jest pracą, o czym wiele osób zapomina i nie traktuje tego jako zawód. Najpierw jednak muszę to porządnie przemyśleć, bo nie chciałbym nikogo wykorzystywać, kiedy już się zdecyduje na wspieranie mnie to nie wrzucać tam byle jakich bzdur tylko faktycznie ekskluzywne do pewnego stopnia rzeczy, żeby właśnie docenić to wsparcie finansowe, to jest duża odpowiedzialność. I wtedy jak już to ogarnę, to myślę, że będzie mi łatwiej zaplanować wydanie tych kilku egzemplarzy pierwszych moich debiutów… Oczywiście ja też zamierzam coś w to włożyć…
DT: No jak chyba każdy artysta na początku robi (śmiech)
MS: Tak, niestety to jest chyba nieuniknione, taka inwestycja, żeby później zbierać plony. Daję sobie na to mniej więcej rok.
DT: A skąd nazwa Mike Split (Music)? Bo jesteś Polakiem, który przeprowadził się kilka miesięcy temu do Austrii i pewnie chcesz uderzać na rynki zagraniczne?
MS: Ja zawsze tworzyłem muzykę po angielski i moje nazwisko jakby mnie nie cieszyło, bo nawiązuje też do legendy polskiej muzyki, nie umiałbym tego wypromować w żaden sposób…. Mając nazwisko Krawczyk i każąc komukolwiek zza granicy to wymawiać (śmiech), więc to już jest strzał w stopę dla początkującego artysty. Mike Split natomiast jest bardzo proste – przez te wszystkie lata, kiedy tworzyłem swoją muzykę i spotykałem różnych ludzi, niektóre te relacje, które się nawiązały też się kończyły – oczywiście nie wszystkie, rzecz jasna. Relacje przychodzą i odchodzą. I to są właśnie te takie rozdziały, te splity, z ludźmi i na tle romantycznym, zawodowym, przyjacielskim. Te różne ścieżki, na które nie raz wchodziłem, które mnie doprowadziły do tego punktu, w którym jestem, jak to się mówi efekt motyla, trochę taki tribute – oczywiście w pozytywnym sensie – że coś takiego pozytywnego z tych rozdziałów w życiu się bierze. Póki co też nie mam weny, żeby tworzyć piosenki po polsku i bardzo nie lubię, jak ktoś mówi, że „jesteś z Polski, powinieneś pisać po polsku”, bo artyści zagraniczni są z różnych krajów a jednocześnie tworzą muzykę po angielsku. Dodatkowo uważam, że na muzykę, którą tworzę obecnie nie ma popytu w Polsce, oczywiście z kilkoma wyjątkami. Tworzenie po angielsku otwiera mi nowe ścieżki.
DT: Rozumiem, jasne! W takim razie, dziękuję Ci bardzo za rozmowę i trzymam kciuki za nowy materiał oraz promocję tego pierwszego i jedynego w życiu, debiutu.
MS: Również dziękuję i to jest dla mnie niesamowite i bardzo miłe, że mogłem z Tobą taką rozmowę przeprowadzić, bardzo jestem wdzięczny za to. Pozdrawiam ciepło wszystkich, którzy wytrwali do końca i przeczytali wszystko (śmiech).
Całość EP-ki możecie posłuchać tutaj:
Materiały zdjęciowe: Mike Split
Oprawa graficzna albumu: @retentive_art (via Instagram)
Social media artysty:
FACEBOOK
INSTAGRAM
SERWISY STREAMINGOWE