Leoniden w rozmowie z WLKM.pl: “Nie chcieliśmy wydawać płyty bez możliwości grania koncertów”
Fot. Joseph Strauch
Leoniden zwróciło moją uwagę, dzięki występowi podczas Spring Break Festival w Poznaniu. Przeprowadzając rozmowę z chłopakami, poczułam się bardzo nostalgicznie, ponieważ zdałam sobie sprawę, że ze względu na pandemię, ominęły nas już dwie edycje tego właśnie wydarzenia. Cieszę się jednak, że muzyka przetrwała, czego owocem jest najnowsza płyta zespołu Leoniden – “Complex Happenings Reduced To a Simple Design”, która cierpliwie czekała na wydanie, aż wszystko wróci do normy – tzn. przynajmniej koncertowanie. O tym właśnie wydawnictwie i nie tylko porozmawiałam z muzykami.
Uczestniczyłam w Waszym koncercie w Polsce i było to naprawdę świetne przeżycie! Mieliście przyjemność otworzyć Spring Break Showcase Festival w Poznaniu. Jak wspominacie ten dzień? Czy planujecie do nas wrócić?
Och, pamiętam ten dzień doskonale. Graliśmy w naprawdę małej sali, z jeszcze mniejszą sceną i było to naprawdę zdumiewająco fajne. Sala była wypchana ludźmi po brzegi, ochrona musiała przestać wpuszczać do środka, a my tańczyliśmy i się pociliśmy. Pamiętam także, że scenografia dała w kość naszemu oświetleniu, które było tuż za nami, ale udało nam się to ogarnąć, oddając część naszej przestrzeni scenicznej na rzecz świateł (śmiech). Pod koniec 2019 roku wróciliśmy i zagraliśmy w Warszawie w klubie Hydrozagadka – zdecydowanie chcemy dla Was ponownie zagrać (uśmiech).
W końcu artyści mogą występować na żywo! Czy dobrze poradziliście sobie z brakiem koncertowania przez tak długi czas?
Zdecydowanie była to jedna z najcięższych rzeczy, jakie musieliśmy zrobić. Przed 2020 rokiem graliśmy około 100 koncertów rocznie – wiem, że ta liczba brzmi przerażająco, ale dla takich ludzi jak my, którzy boją się stagnacji, to najlepszy sposób na przetrwanie. Rok 2020 był dla nas trudną lekcją, ale daliśmy radę. Zagranie pierwszego koncertu od 1,5 roku było niewiarygodne.
Nawiązując do Waszej twórczości – przedostatni album “Again” i debiutancki “Leoniden” były wydane rok po sobie. Natomiast za “Complex Happenings Reduced To a Simple Design” musieliśmy poczekać troszkę dłużej. Co wpłynęło na tę zmianę?
Następca albumu “Again” był już gotowy pod koniec 2020 roku, ale nie chcieliśmy wydawać pełnogrającej płyty bez możliwości grania koncertów. Byliśmy wręcz przekonani, że gdybyśmy to zrobili, to zdradzilibyśmy ideę tego, czym jest Leoniden – i w ten właśnie sposób “Complex Happenings” stało się podwójnym wydawnictwem.
Wydając single promujące Wasz najnowszy album – co działo się już od 2020 roku – czy udało Wam się wybrać takie, które najlepiej odzwierciedlały całokształt? Czy mimo wszystko czuliście, że macie kilka niespodzianek w rękawie?
Najlepszą rzeczą podwójnego albumu jest to, że możesz wydać mnóstwo singli i wciąż mieć w zanadrzu równie dużo niespodzianek, więc kiedy fan w końcu posłucha całości, nie będzie to dla niego nudne. Nie chcę zdradzać szczegółów, ale wszystko to, co szczerze kochamy, znajduje się właśnie na tym krążku. Zaczynając od Eltona Johna, przechodząc do hardcorowych lat 90-tych, idąc do gatunku Math Rock i kończąc na Salsa-Indie. Za każdym razem, gdy słucham całości, potrzebuję chwili odpoczynku, gdy jest już po wszystkim (śmiech).
Czy istnieje utwór przez Was stworzony, który najlepiej obrazuje to, jaki dokładnie jest Wasz zespół?
Wow, to naprawdę świetnie pytanie. Myślę, że takie utwory, jak “L.O.V.E.” tworzą bazę naszego brzmienia. Pulsująca jazda, Indie & Rock, wesołe melodie. Pisanie tego utworu 12 razy i umieszczenie tych kopii na winylu, czy granie ich na żywo byłoby słabe. “L.O.V.E” jest jak oś lustrzana – to nasza bezpieczna przystań. Po tym, jak napisaliśmy “Disappointing Life”, które jest bardziej grungowe i postępowe, musieliśmy poszukać pasującego elementu, więc stworzyliśmy “Dice” i “Home”.
Idea naszego portalu jest oldskulowa – promujemy kupowanie muzyki w formie fizycznej, bo wierzymy, że to najlepszy sposób na wsparcie artysty. Co uważacie na ten temat?
Masz całkowitą rację. Kupowanie płyt jest świetnym sposobem na wsparcie swojego ulubionego artysty. Finansowo najbardziej opłaca się kupowanie merchu. Jednak streamingi dają mnóstwo świetnych okazji, czego nie zapewniają dwie powyższe opcje. Ludzie w ten sposób mogą się o Tobie dowiedzieć i dzielić się Twoją muzyką z całym światem. Uważam więc, że potrzebujemy obu z tych rzeczy (uśmiech).
W jaki jeszcze sposób fan może wesprzeć swojego idola?
Po prostu przez bycie miłym. Jeśli Twój ulubiony zespół wydaje utwór, który nie do końca do Ciebie przemawia – daj temu czas. Często jest tak, że dotrze on do Ciebie później i co więcej – poszerzy Twój horyzont. Jeeeeednak wiemy, że czasem zespoły po prostu zaczynają być do bani (śmiech).
Jaki jest Wasz ulubiony album wszechczasów?
Dla mnie jest to “Frances The Mute” – The Marrs Volta. Głębokie tekstury stworzone przez ludzkie ręce. Emocjonalne, dzikie, mroczne… ach kocham to. Polecam także posłuchać “Landscape Tantrums”, które jest wersją demo ich pierwszego albumu. Cudownie jest móc usłyszeć, jak wszystko znajduje swoje miejsce.
Jeśli mielibyście wybrać, co by to było: CD, winyl, kaseta, czy… streaming?
Szczerze? Jeśli tylko jedno z tych wszystkich miałoby istnieć? Zdecydowanie streaming. Każdy, kto wybierze coś innego bardziej myśli o sobie niż o muzyce. Wiesz, uwielbiam odpalić głośno płytę w swojej wieży i jej posłuchać, uwielbiam także patrzeć na świetnie wydane winyle, ale mogę także po prostu odpalić streaming. Pozwólmy, by muzyka była o muzyce (uśmiech).