Kinga i Karolina Pruś w rozmowie z WLKM.PL: “Czerpiemy z niebieskości morza, z jego szarości i fioletu, z jego letniej przaśności i zimowej tajemniczości”.
Kinga i Karolina Pruś to siostry tworzące zgrany muzyczny duet. Wydały już dwa krążki “Kłębek” oraz “Dar”. Ich największą inspiracją jest morze, w którym zakochane są już od dawna, a siostrzana relacja pozwala im spełniać wspólne marzenia. W naszej rozmowie zdradziły co je skłoniło do wspólnego muzycznego działania, a także jak wpłynęło ono na ich relację. Przeczytajcie!
Oliwia Nowak: Macie już na swoim koncie 2 wydane płyty. Pierwsza z nich powstała w 2018 roku. Już wtedy postanowiłyście połączyć siły. Skąd decyzja, żeby stworzyć siostrzany duet zamiast realizować się solo?
Kinga: Jesteśmy bliźniaczkami. Nasze losy biegną równolegle w wielu aspektach. Rozdzielamy się muzycznie rzadko i to dotyczyło kiedyś szczególnie kierunków studiów i dokładnych muzycznych zainteresowań. Nawet jeśli Karolina zakładała chór to Kinga w nim śpiewała, a kiedy Kinga pisała muzykę to Karolina ją z nią wykonywała. Solo też umiemy się realizować i zdarzały się jakieś współpracę, projekty, które robiłyśmy niezależnie. Finalnie lubimy pracować artystycznie razem. Jest najprościej, intuicyjnie i naturalnie.
W Waszym przypadku na pierwszy plan wysuwa się właśnie ta siostrzana relacja. Co Was łączy, a co dzieli jako siostry? Uzupełniacie się jako przeciwieństwa czy raczej jesteście do siebie podobne?
Karolina: Najbardziej różnimy się sposobami reakcji. Czujemy raczej podobnie, nie ma rzeczy, która wzruszy tylko jedną. Tak samo reagujemy na muzykę, niesprawiedliwość na świecie, cudne kotki i pieski, piękne miejsca. Mamy prawie identyczne gusta, płaczemy w tych samych momentach na bajkach i wysyłamy sobie czasem te same rolki na Instagramie. Kinga jest bardziej porywcza, a ja spokojniejsza i bardziej wyważona. Dzięki temu nie siejemy spustoszenia i skupiamy przy sobie różnych ludzi. Ponoć ludzie zmieniają się co 6 lat, więc może już niedługo odpowiemy dokładnie na odwrót. Łączy nas wspólna przeszłość, więc dzielimy kompleksy, ale też różnie sobie z nimi radzimy. Jesteśmy też swoimi największymi obrońcami, najwierniejszymi fankami i nauczyłyśmy się z biegiem czasu patrzeć na swoje słabości nawzajem z miłością i wyrozumiałością.
A jak wygląda Wasz proces twórczy? Pracujecie razem nad każdym aspektem czy macie podział zadań?
Kinga: Do tej pory ja piszę wszystkie utwory. Karolina jest pierwszym odbiorcą i potrzebnym w procesie punktem startowym. Bo kiedy napiszę piosenkę potrzebuje niezaprzeczalnie szczerej, ale podanej w nieujmujący sposób krytyki. Trochę to brzmi jak obchodzenie się z jajkiem, ale to tylko dlatego, że to jajko trochę przeszło i walczy, żeby nie odebrać jej chęci tworzenia. Rozmawiamy o utworach z innymi, ale prawda jest taka, że liczę się najbardziej z pierwszą reakcją Karoliny. Jeśli odpowiedz na materiał brzmi „aaaaale czaaaaaad”- to wiadomo, że przejdziemy do następnego etapu czyli produkcji. I tu zaczynają się długie godziny z producentem, nagrywanie wokali, odsłuchiwanie wersji w samochodzie po milion razy, żeby nakręcić się na numer do granic i wyciągnąć z niego energię, która dała mu początek.
Zastanawiam się też jak wspólna praca wpływa na Waszą relację? Nie macie czasem siebie dość? Spędzacie przecież ze sobą mnóstwo czasu.
Karolina: Czasami jest trudno. Mamy życia, które przeszły w status dorosłych już jakiś czas temu. Więc biegniemy jak wszyscy, pracujemy, zakładamy rodziny, podejmujemy ryzyka, chcemy żyć szczęśliwie. Muzyka i nasza droga z nią to nieodłączny element. Nie wiemy jak bez tego by się żyło, ale domyślamy się, że wiele ważnych czasem za ciężkich, ale jednak emocji by nas omijało. Czasem frustracja i nuda to najlepszy bodziec do tworzenia nowych rzeczy, jeśli tylko na czas się skumamy, że czegoś nam w życiu brakuje. Nasza relacja obrywała przez naszą pasję do muzyki nie raz. Musiałyśmy trochę poświęcić czasu, żeby się przyjrzeć sobie i nazwać cele. Oddzielić sukces w muzyce, którego pragniemy od szczęścia w życiu codziennym. Ile znaczymy w naszych głowach, kiedy pracujemy razem, a ile kiedy robimy coś same. Odnalezienie poczucia niezależności będąc bliźniaczkami robiącymi prawie to samo i wartości w niej to była nie łatwa akcja. Często się nie zgadzałyśmy ze sobą, ale finalnie na ten moment uczymy się przemawiać do naszych oczekiwań ustalać granice i zamiast stawiania muru sadzić kwiatki 😛
A dlaczego akurat morze? Ten motyw bardzo przebija się w waszej narracji. Widać, że jest ono dla Was bardzo ważne, ale tak na prawdę nie pochodzicie przecież znad morza czy mimo wszystko to właśnie tam odnajdujecie swoje szczęście?
Kinga: Nasz rodzinny dom jest na Warmii. Pamiętam jak jako młoda dziewczyna leżałam na łóżku gapiąc się w bardzo wysokie otwarte okno. Widziałam topole, które rosły dookoła podwórka, było ich może z 5 a ich liście na wietrze brzmiały jak morskie fale. Wtedy się przenosiłam na plaże i wymyślałam sto tysięcy scenariuszy filmów z moim głównym udziałem of course. Kocham wiatr i wodę. Na Warmii też, jest tych żywiołów pod dostatkiem i uważam, że morze było naszym przeznaczeniem. Przyciągnęło nas do siebie i przez to, że często wyjeżdżałyśmy po przeprowadzce do Gdańska to szybko przyczepiło się do nas „dziewczyny z nad morza”. Zaczęłyśmy szybko reprezentować ten region i co za tym idzie utożsamiłyśmy się z nim. Czerpiemy z niebieskości morza, z jego szarości i fioletu, z jego letniej przaśności i zimowej tajemniczości. Doszło do tego, że dbam o piasek, który pozostał mi po wakacjach w torbie plażowej i kiedy zdarzy mi się używać tej torby w zimę, to obiecuje mu, że go odniosę na miejsce 😛
Karolina: To oczywiście nie oznacza, że jesteśmy w sezonie letnim codziennie na plażingu, bo jak już stajesz się localsem to wiadomo, że się tego nie robi. Zaczynasz myśleć, „dobra, niech się reszta Polski nacieszy 😀 i idziesz na plaże 1 września, kiedy nikogo nie ma i możesz w spokoju się opalać, bawić z psem i czytać książkę w ciszy.
A co jeszcze oprócz morza Was inspiruje?
Kinga: Emocje. To czemu je przeżywamy, czemu tak mocno i jak sobie z nimi radzić. Inspirują mnie randomowe zdania z książek, czyjeś piosenki, jakiś mini scenariusz z głowy na widok jakiejś sytuacji z życia. Wszystko może sprowokować. Zależy jak żyje, czy się przyglądam, jestem otwarta, czy ryje nosem po ziemi w poszukiwaniu łóżka z kocykiem.
Macie też na swoim koncie sporo koncertów i z tego co widziałam świetny kontakt z publicznością! Scena to Wasz żywioł czy raczej wolicie pracę w studio?
Kinga: Studio jest super. Tym bardziej, że mamy domowe i nie musimy się umawiać na godziny na bycie twórczymi. To wielki przywilej, tak jak praca z naszym producentem i basistą Paulem Rutschka. Koncert jednak to coś niezwykłego. Sprawdzian jak działają hity z naszych głów. Czy stają się hitem dla innych, czy kiwną głową czy nie. Chyba każdy chce się świetnie bawić na swoim koncercie i jak to się dzieje, to wszystko inne przestaje mieć znaczenie. Kiedy uda się polecieć i nieść muzykę ludziom tak jak się to zaplanowało, albo kiedy nas wiatr znosi na jeszcze ciekawsze wody, to szczęście jest nie do opisania. Adrenalina wybucha przy każdym dotknięciu struny i klawisza a każde słowo chce już być zaśpiewane. Czas wtedy leci jak dziki i można by tak trzy na raz koncerty trzasnąć 🙂
A gdyby każda z Was miała wybrać swój jeden ulubiony utwór, który już został przez Was opublikowany to który by to był i dlaczego?
Kinga: Ja kocham matczyną miłością każdy utwór. Bo są moimi, Karoliny lub naszymi historiami. A wielką pracę wkładam w to, żeby umieć uważniać wszystko co mnie spotyka i dać temu miejsce na rezonowanie, jeśli już pcha się do bycia piosenką. Więc nie umiem wybrać, i cieszę się, że jeszcze umiem pisać, że to we mnie nie umarło, mimo że już się zaczynałam o to bać i że uczę się pisać jeszcze szerzej. Mogę wyróżnić tylko „W głowie” bo to pierwszy napisany przeze mnie utwór na płytę „DAR” i on mi udowodnił, że mogę jeszcze poszukać czegoś w swojej głowie i jest szansa, że coś znajdę 🙂
Karolina: Ja pałam miłością, jak zastępcza mama wielodzietna do wszystkich utworów po równo. Szczególnie miejsce w sercu mają te piosenki, które Kinga napisała z myślą o mnie. W których tekście są zaszyfrowane moje tajemnice i sytuacje szczęścia i smutku. To jest wyjątkowe.
Nasz portal nazywa się Wspieramy Legalne Kupowanie muzyki. Staramy się promować kupowanie fizycznych wydań płyt. Co wy sądzicie na ten temat? Kupujecie fizyczne płyty swoich ulubionych artystów czy raczej skupiacie się na streamingach?
Kinga: Mamy w domu sporo płyt. Ale przeprowadzki nas nauczyły, że warto korzystać ze streamingów. Przynajmniej do póki nie ma się swojego miejsca „na zawsze”. Ale jak już będzie, to myślę, że kolekcja będzie się powiększać. Nie wiem co mam czuć w stosunku do digitalizacji muzyki i tego, że ludzie już mniej kupują płyty fizyczne. Może tak ma być, taka kolej rzeczy, a może zaraz wszystko się odmieni i wrócimy do pięknych wydawnictw i milionowych sprzedanych nakładów. Kto to wie. Jak przekręcałam ołówkiem kasetę „Smerfnych hitów” to nie uwierzyłabym, że kiedyś wszystko będę mieć w telefonie.
A na koniec chciałam zapytać o to czy coś nowego dla nas szykujcie? Może jakiś singiel? Możecie zdradzić coś więcej?
No pewnie, że coś szykujemy 🙂 Ale szczegóły niebawem.