Z czym kojarzy Wam się złoto? Wszyscy wiemy, jak szlachetny jest to metal. Nie bez powodu najnowszy album Tusks został opatrzony tytułem Gold – to rzeczownik najlepiej opisujący wysublimowane brzmienie pełne emocjonalnych tekstów. Złoto przywodzi mi na myśl skrywane pod skórą emocje, czułostki i skłonność do wzruszeń – każdy z nas ma je w sobie.
Tusks – pod tym pseudonimem tworzy pochodząca z Wielkiej Brytanii Emily Underhill – piosenkarka i kompozytorka. Zetknęłam się z jej twórczością dopiero przy okazji premiery najnowszego albumu Gold. Szczerze żałuję, że dopiero teraz, bo jej muzyka jest fenomenalna – i to nie frazes.
Emily Underhill debiutowała w 2012 roku EPką Snow – materiał napisała, skomponowała i wydała samodzielnie. Od 2016 roku jest związana z niezależną wytwórnią One Little Indian, która wydawała takie artystki jak Sinéad O’Connor czy Björk. Słuchacze mają więc pełne prawo do wysokich oczekiwań wobec twórczości Tusks. Czy artystka podołała? Moim zdaniem – jak najbardziej.
W wytwórni OLI Emily, już pod pseudonimem artystycznym, wydała składającą się z czterech utworów EPkę False oraz trzy długogrające albumy. Gold zdaje się być zgrabną kontynuacją brzmienia, do którego zdążyła przyzwyczaić słuchaczy na swojej poprzedniej płycie Avalanche. Tym razem na pierwszy plan jeszcze mocniej wysuwają się wpływy ambientowe, dream-popowe, elektroniczne oraz shoe-gaze’owe. Polecam włączyć płytę w tle podczas czytania tego tekstu. Zaczynamy!
Gold to album, w którym artystka odsłania się emocjonalnie przed odbiorcami – robi to dojrzale i odważnie, pancerz zdążyła zarzucić za sobą. Inspiracje czerpała z rzeczywistości, która, jak wspomniała, jest pełna kontrastów. W piosenkach śpiewa o doświadczeniach zarówno krańcowych, jak i otwierających w życiu nowy etap: przepracowaniu rozstania i procesie ponownego zakochiwania się oraz izolacji, nie tylko tej pandemicznej. Artystka przyznała, że praca nad płytą należała do szczególnie przyjemnych i pozwoliła jej oraz producentowi, Tomowi Adrews’owi, realizować się w tym, co oboje kochają – tworzeniu muzyki.
Album otwiera utwór Wake – eteryczny w brzmieniu, lakoniczny w warstwie tekstowej, zaskakujący wokalnie. Bez wątpienia oczarowuje nastrojem pochłaniając słuchacza bez reszty, wprowadzając go w oniryczny i marzycielski trans. Ten stan utrzymuje się aż do ostatniej minuty płyty. Miękki wokal Tusks zdaje się być trafnym przykładem potwierdzającym stwierdzenie, że „najpiękniejszym instrumentem jest ludzki głos”. W tym przypadku swobodnie faluje między dźwiękami instrumentalno-elektronicznej kompozycji. Nacisk w warstwie muzycznej jest położony bardziej na operowanie barwą dźwięków, niżeli na linearne rozwijanie linii melodycznej; to luźno powiązane ze sobą plamy brzmieniowe, które nabierają mocy w miarę trwania utworu. Gdybym mogła zamknąć je w obrazie, widziałabym je jako żółto-rude promienie wschodzącego słońca – lśniące tak, jak tytułowe złoto.
Piosenki gładko przechodzą jedna w drugą. Nie zdążyliśmy mrugnąć, a już znajdujemy się w objęciach Adore. Tusks porusza w niej temat stawiania pierwszych kroków w relacji romantycznej, zakochiwania się i wzajemnego odkrywania. Trip-hopowa perkusja dynamizuje utwór, a w połączeniu z syntezatorową paletą dźwięków otrzymujemy solidną porcję przyjemnego grania z soulowym feelingiem.
Utworem, który szczególnie mnie ujął, jest zamykający album Cold storm. Spina go klamrą kompozycyjną nawiązując brzmieniowo do początkowego Wake. Z letargu wyrywają nas ciężkie, gęste gitarowe partie i shoe-gaze’owa sprzęgająca elektronika. To moment, w którym złoty kurz opada i osypuje się na sennych powiekach.
Artystka stworzyła album kompletny, w którym brzmienie zaskakuje pod względem zastosowanych rozwiązań. W każdej piosence serwuje bogactwo muzycznych tekstur, które mają swoje źródło właśnie w produkcji. Gold to zsamplowane perkusyjne beaty nagrane za pomocą skompresowanych, blaszanych mikrofonów, które Tusks wraz z Tomem przetworzyli przez analogowy sprzęt. Część partii nagrywali przy pomocy mikrofonów, które umieścili pod sufitem lub na zapleczu – to świetny zabieg na uzyskanie wrażenia jeszcze większej głębi i przestrzeni.
Tusks czerpie garściami z eksperymentalnej sceny muzycznej. Przetwarza dźwięki przez filtr swojej wrażliwości i doświadczeń, opatruje tekstem i zamyka w przyjemnej, piosenkowej, acz wielowarstwowej formie. W rezultacie otrzymujemy świetny album składający się z transowych i onirycznych kompozycji.
Album recenzowała: Julia Staręga