Fot. Materiały Prasowe / Warner Music Poland
Płyta „Astronomia poety. Baczyński” powraca w nowym, winylowy i jeszcze bardziej hipnotyzującym wydaniu. Wydawnictwo, zrodzone ze współpracy Meli Koteluk i Kwadrofonik, rozszerzone zostało o wersję koncertową całkowicie nowego utworu „Madrygał”. Czy domknięcie astronomicznej opowieści jest równie porywające, co jej nów?
Już przeszło trzy lata kocham się w tym albumie. Wystarczył jeden lipcowy wieczór, spędzony na forsowaniu mocy salonowych głośników. Jeden wieczór na kulenie się w miękkości kanapy i otulenie ciepłem brzmienia. To była miłość od pierwszego mgnienia „Nieba”, pierwszego pyłu „Astronomii”, pierwszej z „Otwartych Przemian”.
Mówi się niekiedy o przeżyciach, które zmieniają chemię ludzkiego mózgu. Dotąd nie mam pewności, jak drastyczne w skutkach było obcowanie z tą nagłą powodzią neuronów. Pozostaje mgliste przypuszczenie i zachwyt opowieścią o pokoleniu owładniętym ciszą.
„Astronomia poety. Baczyński” otwiera się z pełną mocą fortepianu Bartka Wąsika. Precyzja, dynamizm i subtelność w jednym brzmieniu. Jego złowrogie echo przeciąga doznawanie „Wolności” i z dbałością o detal maluje pejzaż „Morza wracającego”. Wprost nie sposób oprzeć się wdziękowi, z jakim wytycza nastrój, rytm, ścieżkę rozwoju kompozycji. Nie popada jednak przy tym w megalomanię. Pozostawia muzykom klarowne płótno do zapełnienia kosmosem brzmień. To układ, w którym każdy czynnik zależny jest od innego i nic nie dzieje się z przypadku. W końcu to dopiero z połączenia punktów tworzą się konstelacje.
Bo kochać znaczy tworzyć…
wyśpiewuje w arcydzielnym „Nie bój się nocy” Mela Koteluk. Przystrojona w słowa Baczyńskiego, oddaje hołd miłości do niesionej muzyki. Również tej, niesionej siłą własnych oddechów. W głosie wokalistki zamknione są patos, zemsta, odkupienie czy nadzieja. Wszystkie z nich, bez krzty fałszu (zarówno w wymiarze muzycznym jak i znaczeniowym) wprowadzają słuchacza w świat niejednoznacznych emocji poezji Baczyńskiego. Narratorka łamie głoski uwięźnięte w gardle, akcentuje w punkt, szarpie czułe struny słuchacza. Silnie osadzone dźwięki wypływają przez nią z pełną świadomością i intencją, a samo słuchanie przynosi potężne pokłady satysfakcji i zaufania.
Warto też zatrzymać się i zachwycić immersją, budowaną ciężką pracą instrumentalistów Kwadrofonik. Skład perkusjonaliów Emilii Sitarz, Magdaleny Kordylasińskiej-Pękaly i Piotra Maślanki robi piorunujące wrażenie. Rozbijające się i zgrzytające talerze, głębokie bębny, niby dudnienie spod tafli wody i cudowne detale na każdym z dźwiękowych planów, składają się na namacalne obrazy mentalne. Po zanurzeniu się w ich zniuansowaniu zaczniemy odczuwać dynamizm obrazu, zachodzące w nim zmiany, rewelacje, fantazje. To moc, jaką pochwalić się może niewielu artystów.
Znów wędrujemy ciepłą ziemią / Znów wędrujemy ciepłym krajem
i podobnie ciepło mi na duszy, gdy myślę o płycie „Astronomia poety. Baczyński”. To jeden z tych albumów, który jest całością lub nie ma go wcale. Wskazywanie ulubieńców byłoby zatem nie lada zbrodnią. Już dawno przestałam odliczać minuty błogiej wegetacji post factum, gdy w zaciszu własnej głowy dostrzec można tytułową Astronomię. Jest piękna i przerażająca zarazem.
Aż w końcu milkniesz ciszą tak przejmującą, że lękasz się potem własnego głosu. Milczysz zaklęty w dźwięku. Milczysz z szacunku dla idei.
Milczysz.