Fot. Materiały prasowe
Bovska po blisko trzyletniej przerwie wraca do nas z nowym materiałem, serwując nam już piąty w swojej karierze album długogrający. „Dzika” to płyta o zdecydowanie bardzo intrygującym tytule, ale czy tak samo intrygująca jest jej zawartość? O tym przeczytacie w poniższej recenzji!
Twórczość Bovskiej odkryłam już w 2016 roku, zaraz po wydaniu jej pierwszej płyty zatytułowanej „Kaktus”. Od pierwszej chwili utwory, które znalazły się na krążku zachwyciły mnie swoją oryginalnością. Były czymś zupełnie innym od tego co do tej pory ukazywało się na polskim rynku muzycznym. Bovska słynie ze swojego bardzo charakterystycznego stylu, którego nie da się podrobić. Co więcej artystkę wyróżnia nie tylko jej muzyka, ale także oprawa graficzna wydawanych albumów. Bovska jest nie tylko wokalistką, ale także graficzką i ilustratorką co w wyjątkowy sposób przekłada się na fizyczne wydania jej krążków. Ale o tym innym razem, w tej recenzji skupmy się na premierowym albumie, którego premiera miała miejsce właśnie dzisiaj!
„Dzika” to 12 utworów ukazujących kobiecą perspektywę. To płyta przepełniona kobiecością i ważnymi dla kobiet tematami. Dużo w niej miłości, emocji, trafnych spostrzeżeń, ale także cierpienia. Album otwiera mocno gitarowa piosenka „Bałtyk”, która jest jednym z singli tego albumu. Muszę przyznać, że ten utwór od początku był dla mnie dużym zaskoczeniem. Prawdziwe gitary i delikatna perkusja bardzo odbiegają od przepełnionej elektroniką muzyki do której wcześniej przyzwyczaiła nas Bovska. Jednak pomimo niełatwego tematu, który porusza piosenka, to delikatny, spokojny wokal w połączeniu z gitarową linią melodyczną tworzy bardzo kojącą, melancholiną, przyjemną dla ucha kompozycję.
Kolejny utwór to tytułowa „Dzika”. Bardzo rytmiczna, perkusyjna piosenka będąca swoistym manifestem poszukiwania samej siebie i swojego prawdziwego „ja”. Utwór ten mówi również o drodze do samoakceptacji, a całość przekazu uosabia „dzika dziewczynka” będąca motywem przewodnym kompozycji. Jest to zdecydowanie jeden z moich faworytów z całego albumu.
Nie jest tajemnicą, że osobiście uwielbiam Warszawę. Jest to moje miejsce na ziemi i jestem fanką wielu utworów o tym właśnie mieście. Nic więc dziwnego, że jak tylko zobaczyłam piosenkę zatytułowaną „Nad Warszawą szaro” zaczęłam pokładać w niej duże nadzieje. I nie zawiodłam się! Przejmujący tekst, świetna linia melodyczna oraz wokal Bovskiej sprawiają, że to zdecydowanie jeden z najlepszych utworów z całej płyty, który całkowicie mnie zaczarował, pomimo tego, że okazał się wcale nie być o Warszawie. A o czym? Nie będę wam psuć niespodzianki. Koniecznie przesłuchajcie tego utworu, a sami się przekonacie.
Kolejnym singlem pochodzącym z albumu „Dzika” jest „Wielka cisza” piosenka o zdecydowanie najmocniejszym przekazie. Wokalistka po wielu latach postanowiła przerwać milczenie i powiedzieć głośno o swojej niepłodności, leczeniu metodą In Vitro i niespełnionych marzeniach o macierzyństwie. Jest to bardzo ważny temat, który szczególnie w dzisiejszych czasach warto poruszać. Bardzo doceniam odwagę Bovskiej i chęć wsparcia kobiet, które zmagają się z podobnym problemem. Warto również wspomnieć, że teledysk do utworu „Wielka cisza” otrzymał nagrodę w kategorii ważny przekaz i został doceniony przez słuchaczy.
Następnie na krążku usłyszeć możemy najbardziej taneczny i bardzo energetyczny utwór zatytułowany „Iskry”, który jest kolejnym singlem, a jednocześnie manifestem. Przewodni temat to kobiecość i jej postrzeganie. Od tej piosenki bije pewność siebie i dobra energia. Ważnym aspektem jest tu również bardzo oryginalna promocja tego singla. W dzień premiery w Kinie Muranów w Warszawie został zaprezentowany film dokumentalny o takim samym tytule, w którym 15 osób odpowiada na pytanie „Co to znaczy kobiecość”? – dla nich samych. Miałam okazję uczestniczyć w premierze tego dokumentu i muszę przyznać, że było to wspaniałe przeżycie, a sam film dał mi bardzo dużo do myślenia. Dokument idealnie uzupełnia się z utworem i tworzy jedna spójną całość o bardzo ważnym przekazie.
Na uwagę zasługują także dwie piękne i poruszające ballady „Rzeka” oraz „Kosmyk”, które idealnie wpasowały się w cały album. Oszczędne kompozycje obu utworów pozwalają na uwypuklenie wokalu artystki, który poruszył mnie do głębi i sprawił, że podczas słuchania miałam ciarki. „Ziemia mi się pali” to kolejna mocno energetyczna kompozycja. Pierwszą myślą, która nasunęła mi się po przesłuchaniu tego utworu było to, że piosenka ta idealnie sprawdzi się wykonywana na żywo na koncertach. Jestem pewna, że ten singiel porwie publiczność i będzie świetnie przyjęty pod sceną.
I teraz przychodzi czas na utwór, który z całej płyty najmniej przypadł mi do gustu. Mowa tu o „Nie ma nic”. Oczywiście nie jest to zła piosenka. Ja jednak mimo wszystko jakoś jej nie czuję. Uważam, że tekstowo jest to jedna z najlepszych piosenek z albumu jednak nie przekonuje mnie melodia, która mam wrażenie, nie do końca współgra z samym tekstem. Jest to jednak w moim odczuciu tylko chwilowy słabszy moment, bo zaraz po „Nie ma nic” przychodzi czas na absolutnie genialne „Rakiety”. W tej piosence zgadza się wszystko. Tekst, muzyka, głos, sposób śpiewania. Jest to zdecydowanie mój ulubiony utwór z całej płyty. Dzieje się tu bardzo dużo pod względem wokalnym ponieważ w tej piosence mamy śpiew, melorecytację, a nawet coś co nazwałabym rapem. Jest też charakterystyczne zaciąganie końcówek, zmiany tępa i świetna dykcja, którą uwielbiam u Bovskiej. „Rakiety” to dla mnie utwór petarda i mam nadzieję, że zostanie on doceniony również przez innych słuchaczy.
Tym sposobem zbliżmy się do końca płyty. Przedostatnią kompozycją jest bardzo przyjemny, łatwy do przyswojenia „Barometr”. Jest to mam wrażenie najbardziej radiowy utwór na tej płycie, co w przypadku Bovskiej jest sporym zaskoczeniem, bo artystka rzadko decyduje się na wydawanie komercyjnych piosenek. Cały album zamyka „System error”, który jest najbardziej zbliżony do kompozycji z poprzednich płyt wokalistki. Może to wynikać z tego, że utwór powstał we współpracy z Janem Smoczyńskim, z którym Bovska tworzyła również wszystkie swoje poprzednie płyty. Słychać w nim charakterystyczny dla artystki styl, który osobiście szczerze uwielbiam.
To jak? Czy album „Dzika” jest tak samo intrygujący jak jego tytuł? Zdecydowanie tak! Słuchając tego krążka byłam coraz bardziej ciekawa każdego kolejnego utworu. Zaintrygowana byłam głównie ze względu na to, że piosenki te znacząco różnią się od tego do czego przyzwyczaiła nas wcześniej wokalistka. Na premierowym albumie jest znacząco mniej elektroniki niż było do tej pory. Mamy więcej żywych instrumentów i trochę mniej charakterystycznego dla Bovskiej stylu śpiewania. Różnią się także teksty. Do tej pory w niektórych utworach mogliśmy znaleźć cytaty będące prawie łamańcami językowymi jak np., w piosence „Cyrk” z albumu „Pysk”: „Jak rasowa klacz co kłąb ma miękki, kształcę umiejętność woltyżerki” lub „Mam wewnątrz zapisany błąd jak ląd. Saletry popiołu swąd” w utworze „Autoreset”. Na „Dzikiej” warstwa tekstowa jest trochę mniej skomplikowana przez co nie wybija się już na pierwszy plan nienaganna, wręcz idealna dykcja Bovskiej, za którą tak uwielbiam tą artystkę.
Ale czy to źle? Myślę, że zdecydowanie nie. Zmiany są potrzebne, nie można cały czas trzymać się jednego stylu, bo w moim odczuciu to mocno hamuje rozwój artystyczny. Dlatego bardzo się cieszę, że wokalistka postanowiła tym razem pójść w trochę inną stronę i oddać w nasze ręce płytę o bardzo ważnym , mocnym przekazie, na której ma odwagę poruszać tematy tabu i mówić o tym co ją boli. To krok w naprawdę dobrą stronę i zdecydowanie świetna płyta, dlatego nie pozostaje mi nic innego jak pogratulować Bovskiej odwagi i nowego wspaniałego materiału!